Could you tell me one thing you remember about me?

2007-08-13 – 18:57

Pełne wrażeń 2 dni w Indiach. Uczę się tego kraju. Na razie jestem nieśmiały i niepewny. Mnogość doznań, widoków, twarzy, zwierząt, zapachów. Dokładnie wszystko jest nowe, nieznane, inne. Daję sobie czas na aklimatyzację. Muszę się nauczyć jak się poruszać, zachowywać, dawać radę.

Przylatuję do Delhi 11 sierpnia rano. Z lotniska autobusem do centralnej stacji koleji, od razu przyzwyczajam się do widoku auto-rikszy, których wokół są tysiące, szybko przechodzę przez bazar (okolicę hosteli), cośtam jem, kupuję jakieś drobiazgi i już tego samego dnia po południu jadę pociągiem do Varanasi (na wschód). Pociąg oczywiście odjeżdża z ponad 3 godzinnym opóźnieniem, ale spędzam ten czas ze spotkanymi na peronie Brytyjkami, którym wszyscy zaglądają w dekolty. Przynajmniej nie jestem największą atrakcją. Oczywiście najłatwiej kontakt nawiązuje się z dzieciakami. Lesson learnt: nie puszczać oka do mamusiek.

Jadę sleepers’em (2nd class, no AC) razem z Japończykiem Takashi i całą masą lokalesów. Wrzucam plecak pod siedzenie i przypinam kupionymi wcześniej łańcuchami. Zamawiam posiłek wegetariański (ryż + leczo + przyprawy + więcej przypraw zapakowane w folową torebkę jak dragi, wszystko to na aluminiowych tackach zawinięte w folię aluminiową) – lepsze niż w Lufthansie. :-) I kolejna lekcja – po spożyciu opakowania wyrzucamy za okno (wbrew moim zasadom, ale ulegam lokalnym znawcom obyczajów). W nocy dosiada się jeszcze parka mieszana Hiszpanów. Zasypiam twardo i budzę się koło 10tej.

Stoimi na jakiejś stacji. Nagle Hiszpanie zaczynają robić zamieszanie. Biegają, pakują się, mówią, że przejechaliśmy Varanasi. Wyglądam za okno, patrzę na zegarek… hmmm… może i przejechaliśmy, ale na pewno nie wysiadam tutaj, toż to jakieś zadupie totalne jest. No ale Hiszpanie, wiadomo, w gorącej wodzie kąpani, i już za chwilę widzę ich na peronie przeskakujących przez tory i pędzących do stacji. Za moment przyjeżdża lokalny pociąg z przeciwnego kierunku, obładowany ludźmi, z boku podwieszone rowery, w środu masa pakunków. Okazuje się, że jest tylko jeden tor, a to była mijanka. No dobra, no to brniemy dalej w nieznane. Na spokojnie z Takamashi próbujemy ustalić fakty. Decydujemy się wysiąść w Mau, 2h od Varanasi, i tam złapać express z powrotem. Dojeżdżamy ekspres stoi 2 tory dalej, bieg, ale express od razu rusza i nam ucieka. No trudno.

No to jesteśmy w Mau (mieście którego nie ma w Lonely Planet, OMG! ;-) ). Szaro, same riksze rowerowe, kropi, a potem zaczyna się potworna ulewa. Ludzie się na nas gapią, a my siedzimy sobie i czekamy. Jakieś tam interakcje z ludźmi. Fajka z rikszabrzem, pokazywanie książki sprzedawcy orzeszków, zabawa z 2-letnim dzieckiem (mama nawet dała mi potrzymać księżniczkę, ale ta zaraz zaczęła płakać). Pociąg spóźnia się 5 godzin. Docieramy do Varanasi wieczorem po zmroku.

Przepychanki z rikszarzami w końcu bierzemy pre-paid’a. Jestem zmęczony, nieufny i arogancki. Jeszcze nie potrafię odróżniać złych twarzy od dobrych, przekrętu od chęci pomocy. Do tego deszcz, i ulice zalane na 15 cm. Rikszarz chce nas podwieźć pod hotel, chce wyminąć korek na głównej drodze i skręca w ciemne wąskie boczne uliczki. Jak zaczyna jechać w przeciwnym kierunku wietrzę postęp, wkurzam się i besztam go. “Excuse me sir, but I know the way.” Zupełnie niepotrzebnie wybucham. Każę mu zawieźć nas do głównego placu. W końcu docieramy. Rikszarz mówi jak dojść do hotelu, dziękuje i żegna się. A mi głupio, bo był miły, a ja nie.

No to zostało tylko zadanie znalezienia hotelu. Wokół masa pomocnych młodzieńców, którzy nie chcą się odczepić, ale chcą Cię zaprowadzić tylko do ichniego hotelu, bo w tym co wybrałeś nie ma miejsc. Jeden jest wybitnie natręny, nie chce się odczepić. Ignoruję go i pytam sklepikarzy o drogę. On twierdzi, że zna drogę i że zaprowadzi, ale ja znowu jestem bezczelny i próbuję go przegonić. Giniemy w gąszczu uliczek szerokich na półtora metra. wszędzie ludzie, pootwierane sklepiki, handel wszystkim, brud, krowy, kozy, kupy, ulewa. Natręt idzie cały czas z nami, a ja co jakiś czas pytam się sklepikarzy, czy na pewno idziemy w dobrym kierunku. “To the left sir, welcome to Varanasi.” Jak w dzielnicy wysiada elektryczność, to przestaję besztać natręta, który ma latarkę i tylko modlę się o jego ucziwe intencje. Docieramy do hotelu o 21. Nie ma pokoi, ale będzie jeden po 23. Jemy pierwszy tego dnia posiłek w hotelowej restauracji na tarasie z widokiem na spowity w ciemnościach Ganges. Schodzą emocje. O 23 dowiadujemy się, że nie ma pokoju, recepcjonista dzwoni do innych hoteli, w trzecim mają miejsca, przychodzi boy. Prowadzi nas ciemnymi ulicami przez 5 min i zachrypniętym głosem opowiada ciekawe rzeczy o Varanasi. Hotel słaby, obsługa ponura, pokój mały (jak na Okopowej), tylko podwójne łóżko i ściany. Kibel/prysznic w jednym wspólny. Bierzemy razy dwa. Żegnam się z Takamashi. Marzę tylko o prysznicu i przebraniu ciuchów, które założyłem jeszcze w Gdyni. Robię to i padam spać przy zamkniętych oknach i wirującym wentylatorze. Pierwsza noc w łóżku w Indiach. Uratowany. :-)

Dziś (13 sierpnia) pobódka o 10tej, powrót do ładnego hotelu, a potem szwędanie się po ulicach. Odwiedzam miejsca gdzie palone są zwłoki. Zaduma i przygnębienie. Chodzę brudnymi ulicami. Nieśmiało zaczynam robić zdjęcia. Bardzo uważam (bardziej niż inni turyści z równie wielkimi aparatami). Trochę żałuję, że nie wziąłem też małej cyfrówki. Wracam do hotelu koło 18stej. Na dziś wystarczy. Muszę uważać, żeby nie przeholować fizycznie. Piję dużo wody, 3 prysznice dziennie dla ochłody. Organizm stary i nie przyzwyczajony, a warunki niezwykłe.

Uczę się Indii. Są zupełnie inne niż wszystko co widziałem wcześniej. Fakt, że podróżuję sam wzmacnia doznania, sprawia, że odbieram wszystko bardziej, mocniej. Masa czasu na przemyślenia. Na pewno cenne doświadczenie.

Dalszy plan – 2 dni w Varanasi, potem powrót do Delhi, żeby 17stego polecieć do Leh – daleka północ, Himalaje.

img_0002.jpg
Bazaar street in Delhi.

img_0013.jpg
Mau.

img_0016.jpg
Mau.

img_0038.jpg
Gimme some power.

img_0042-repost.jpg
Ganges view from Alka Hotel.

img_0044.jpg
Ganges view from Alka Hotel.

img_0048.jpg
Streets of Varanasi.

img_0054.jpg
Pilgrims in Varanasi.

  1. 3 Responses to “Could you tell me one thing you remember about me?”

  2. teraz wiesz jak ja sie czulam!! ;)
    Live every moment, it’s an amazing place you are in!!
    Zazdroscze :)

    By Joanna on Aug 14, 2007

  3. świetna relacja, dziel się dalej przeżyciami, będzie dla potomnych. wdrażaj się w klimat, włącz ufność i baw się :-). pozdrawiam. ps# foty miażdżą.

    By trimar on Aug 14, 2007

  4. Ostatni wpis tak różny od reszty, że aż trudno mi uwierzyć, że to Ty jesteś jego autorem.

    Pełen emocji, posklejany z własnych obaw, obserwacji i kawałków nowej rzeczywistości. Świetnie napisane, czuje się Indie.

    Znajdź to, czego tam szukasz.

    By some woman on Aug 14, 2007

Post a Comment