un ratito y no hay cambio

2009-12-02 – 04:13

O tym, że uważam, że Boliwia wymiata wiedzą wszyscy. Ale są dwie sprawy, które doprowadzają mnie do szału.

Pierwsza sprawa, to “un ratito”, czyli “momencik”. Normą jest tutaj, że na każdym kroku ktoś chce byś na coś poczekał. Na posiłek, na rachunek, na początek spotkania. Przy tym zwykle osoba, która każe ci czekać (na przykład kelner) nie wygląda na zbytnio zajętą, ba, wręcz pomoc tobie należy do jego obowiązków. A tu klops, proszę czekać. Wkurza mnie to niemiłosiernie. Wiem, wiem, inna kultura, muszę być tolerancyjny, ale nie, nie dam rady… Już zmieniłem pralnię po tym jak 3 razy musiałem czekać un ratito, bo moje koszule nie były uprasowane, gdy chciałem je odebrać. A moja nauczycielka hiszpańskiego też zgarnęła opierdziel, gdy raz nie była gotowa do zaczęcia lekcji (a ja jak głupek pędziłem z pracy). A najbardziej, to juz mnie wkurza jak muszę czekać na resztę w restauracji. Przecież reszty się nie gotuje.

Druga sprawa to “no hay cambio”, czyli “nie mam drobnych”. Na przykład chcieliśmy kupić kwiatek na święto zmarłych za 2 boliwiaki, a mieliśmy tylko banknot 10 boliwiaków (=1 euro). I chyba ze dwie baby nas przegoniły, bo “no hay cambio”. I to nie przepraszają wcale w sposób uprzejmy, że nie mają. Bo to ty masz mieć drobne jak chcesz coś kupić, a nie sprzedawca.

A poza tym jest zajebiście.

Przyjechał Jacek z walizką, więć w końcu mam trochę ciuchów. Kupiłem sobie trampki, zajebiście po 9 miesiącach założyć jakieś inne buty. Pierwszą noc spędziłem opowiadając Jackowi o swoich przygodach z Boliwii (zwłaszcza tych nieblogowych :) ) i stwierdziłem, że miałem tak bardzo dużo szczęścia, poznałem niesamowitych ludzi, robiłem zajebiste rzeczy i przeżyłem piękne chwile. I że w gruncie rzeczy, to jestem zajebiście szczęśliwy. A ta przygoda wciąż trwa.

W weekend mają być wybory. Podobno na dzień wyborów wszytko ma stanąć. Nie będzie można kupić alkoholu, stanie transport publiczny. Ludzie mają iść tylko do lokali wyborczych i do domu. Zgromadzenia mają być nielegalne. Dlatego na ten dzień zaplanowaliśmy imprezę u Gabichy w domu i spanie po kątach. A wybory pokażą, jak szybko Boliwia będzie zmierzać w stronę socjalizmu w wydaniu wenezuelskim. Wygląda na to, że szybko. A dla mnie od piątku zaczyna się znowu miesiąc wakacji (kraj i tak ma stanąć po wyborach).

A poza tym nie mam czasu na facebooka nawet (i wciąż nie mam internetu w domu, a kradziony wifi wyłączyli). A zdjęcia i bloga zaniedbuje (co nie znaczy, że nie robię).

Kiełkują pomysły,