jak każdy człowiek mam w życiu swój cel – tak bardzo chciałbym pojechać na hell

2011-03-31 – 12:39

coroico

Blog ostatnio zaniedbany, a ja szukam balansu. Dosyć mam pracy po 5h dziennie, w biurze, w firmie, która jest totalnie zdezorganizowana – tak po boliwijsku, za pieniądze, które ledwo starczają na opłacenie naszych rachunków. Więc wystarczył impuls (skończył mi się kontrakt, powiedzieli, że nie zapłacą mi za przedłużenie wizy) i odszedłem. Toksyczne to było miejsce, dosyć miałem ścierania się z boliwijską mentalnością w miejscu pracy. Powiem tylko tyle, jeżeli chcesz pracować zupełnie bez odpowiedzialności za fuck upy, bez ciśnienia na deadline’y to Boliwia, to dobre miejsce. Ja nie potrafię pracować w miejscu, gdzie nie można polegać na nikim.

I co dalej? Mam nadzieję, że na razie uda mi przeżyć z jobów, które dostałem z Polski i że uda się przedłużyć wizę na kolejne 2 lata. Mam opcję pracy w innej firmie, ale na razie daję na wstrzymanie i szukam i myślę co dalej. Jakieś kontakty nawiązałem. Czasem wątpię w słuszność sprawy, ale przecież życie mam wciąż wygodne i NIE PRZYJECHAŁEM TUTAJ ROBIĆ PIENIĘDZY ANI KARIERY.

No to wrzucam to co mi się przez miesiąc zebrało w aparacie.

Przed karnawałowym długim weekendem w biurach świętuje się ch´alla, czyli składa się ofiarę dla pachamamy (płatki kwiatów, kolorowe wstążki, trochę browara na podłogę) i prosi o pomyślność w nadchodzącym roku.

Odwiedziłem znajomego USAmerykanina w jego biurze-fundacji promującej wolny software. Amos jest aktywistą przeciw globalizacji software’u. Grupa podejmuje się szalonych akcji w stylu tłumaczenia programów pod linuksa na języki indiańskie Quechua i Aymara.

biuro

biuro

 

W biurze Gabichy też świętowali. Miało być mięsko i piwko, a skończyło się na polewaniu wodą i pryskaniu pianą w sprayu, nie podobało mi się.

biuro

biuro

 

W jeden z weekendów z grupą znajomych pojechaliśmy po raz kolejny do Coroico. Tym razem pojechaliśmy Rocky’m samochodem Radka, o którym jescze usłyszycie. By się dostać z La Paz do Coroico trzeba wjechać na przełęcz 4500 m n.p.m., następnie zjechać przez chmury by znaleźć się wśród tropikalnej roślinności. Jak zwykle zatrzymaliśmy się w naszym ulubionym hotelu, gdzie wynajęliśmy domek na zboczu góry.

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico(śniadanko dnia następnego)

coroico

coroico(Radek i jego działko)

coroico

coroico

coroico

coroico(bez rączek)

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico

coroico(była z nami Żubróweczka)

coroico(i wołowinka – nie to nie jest nietoperz)

coroico

coroico

coroico

 

Widok konia na ulicach La Paz do codziennych nie należy.

kon

 

Poza tym asystowałem przy zdjęciu grupowym pracowników średniej wielkości wytwórni kokainy (podobno nawet a zwłaszcza w Boliwii nie można tak żartować z firm powyżej 3 pracowników).

irupana

irupana

irupana

irupana

 

Miałem też okazję spojrzeć na swoje miasto z góry.

vista

 

a także zrobić kilka fotek na lekko snobistycznych eko-targach organizowanych przy jednej z rezydencji Amasady UK (jak w końcu mnie na Ambasadora wybiorą, to też będę miał taką rezydencję i też będę imprezki organizował)

ecoferia

ecoferia

ecoferia

ecoferia

ecoferia

ecoferia

ecoferia

ecoferia(pan w kapeluszu w kolejce do prosiaka)

 

Poza tym w niedzielę zjedliśmy śniadanie.

sniadanie

 

A także uczciliśmy godzinę Ziemi ciemnością.

godzina ziemi