Czas znowu zostać Ambasadorem.

Friday, June 19th, 2020

To wszystko zaczęło się sypać gdzieś w momencie kiedy kupiłem MacBooka. Zamknąłem rozdział pod tytułem “bieda”. Zaczęło się wygodne życie. Ja, auto, ona i rozbijanie się po boliwijskich drogach. Szalone czasy. Czasem wpadał Jacek. Musieliśmy zgarnąć Tomka z lotniska w El Alto, więc ja i Jacek, i auto, i bocznymi drogami z doliny (3600) na lotnisko (4200). Jakieś tam piwo i wino poszło wcześniej. No ale na bocznej drodze to stać nie powinni. Ale stali dwaj. Oni bardziej przestraszeni niż my. Polskie prawko musiałem pokazać (choć na polskim nie powinienem dłużej niż 6 miesięcy jeździć). “Proszę chuchnąć” on wystawia nos a ja dmucham ale w dół a nie w nos. Coś wyczuł, ale był niepewny. No bo noc, ciemno, obcokrajowcy. “Dobra, proszę jechać.”. Luzik, to taka gra w Boliwię. Choć pokażę Ci następną planszę.

Przyleciał Tomek, przeciska się pomiędzy taksówkarzami, patrzy na buty, żeby ich nie zdeptać. “Taxi, taxi”, mówię do niego. “No, no, no, no” (hiszpański, tłumaczenie: “nie, nie, nie, nie”). Taksiarze się śmieją, on podnosi wzrok, “a cześć”, niedźwiedź i jedziemy. Zjeżdżamy do doliny. To dzięki temu Tomkowi z Wenezuelii wyszedłem z whiskey. Wszedłem w rum.

Przyjeżdżamy do tej Ameryki Południowej, zostajemy kilka lat. Ogarniamy się. Biali jesteśmy, umiemy kombinować, więc jesteśmy o dwie długości przed peletonem. Co nie znaczy, że nie musimy pedałować, o nie. Ale my jesteśmy na takim chaju przygody, że po prostu płyniemy ponad tym. Czasem robimy nawet dwie plansze na dzień. Kolejny i kolejny poziom.

I wtedy jeb. Kupujesz McBooka. I życie jakie znałeś się kończy. Nagle chcesz jechać do Quito albo wracać do tej jebanej Europy, zaczynać od nowa na jakimś strychu we Flensburgu. Ale jesteś w swojej sferze komfortu. Bo masz MacBooka. A wiadomo, że jak masz MacBooka, to na pewno dobrze kodujesz albo jesteś trendsetterem. Najlepiej oba. Jeździsz Flixbusem po Germanii zanim to się zaczęło modne. Ech te promocje.

A potem już z górki, jakiś startup w Berlinie, wielki przekręt na kasę. Przez pierwsze 6 miesięcy nawet nie wyszedłem z chłopakami na piwo. Do dziś nie wiem, czy to dlatego, że tak bardzo się starałem w pracy, czy też dlatego, że im w czymś nie pasowałem. Za stary byłem? Byłem tu cieciem w startupie a Boliwii byłem dyrektorem. Tell me why again I came back?

Nie pamiętam. Złych rzeczy nie pamiętam.

A tu w Europie życie jest ciężkie. Dogadać się trudno. A przecież jestem tylko 1000 kilometrów od domu. Ni po polsku ni po hiszpańsku.

Lato, taras, rzodkiewki. Projektor, ostatnie piętro, piwo na skrzynki, hamak. Grill koniecznie na węgiel (na nielegalu, bo kontrakt zabrania). Dajemy radę, to tak jak mieszkać w nowym budynku na dalszym Brooklynie. Projektor, i oglądam rapujących jamajczyków. Siedzę na kanapie w Europie i się jaram, że w końcu mogę youtube’a oglądać jak człowiek, bo w Boliwii się zacinał na łączu za 60 dolców. I pomyśleć, że kiedyś byłem Ambasadorem.

A może. A może to najbardziej egzotyczne miejsce na Ziemi, to Frankfurt, Germany. Nad Menem. Miasto bankierów, prostytutek i drugaddiktów. Dziwny świat. Ale wychodzę mało. Przez szyby samochodu oglądam świat. Na piechotę tylko do parku, ale to też nie zawsze. Pierogi kupuję w Polskim sklepie, już nie trzeba ich lepić z Kubą i innymi przejeżdżającymi przez La Paz podróżnikami.

Byłem w Szczecinie. Siedzimy z Lachmanem w kafejce. Przy stoliku obok jego klient. “A ja tutaj z Panem Ambasadorem i jego żoną” przedstawia nas Maciek. Trochę się skonfundowałem. A w sumie to niepotrzebnie. Nie ma czego się wstydzić. To nie PiS mnie wysłał na tę Ambasadę. Raz Ambasador – zawsze Ambasador.

it all started with a little kiss

Wednesday, July 22nd, 2015

20150628_szk_3001

Nie wiem jak to wygląda u Was, ale u mnie każdy dzień to wielki wysiłek. Każdego dnia staczam bitwę z tym co trudne i niewykonalne, i staram się sprzedać to jako łatwe i proste w użyciu. Zawsze jest więcej zadań niż czasu, zawsze ktoś czegoś ode mnie nie dostanie. Czuję się jakby to była walka o przetrwanie. O utrzymanie się w dobrym pracowym układzie, o utrzymanie zdrowego związku, oto by mieć miejsce, które nazywa się domem. Jedną z zasad tego bloga było unikanie narzekania. Nie narzekam. Każdego dnia jesteśmy wdzięczni za to co mamy. Każdego dnia wspieramy się i utwierdzamy w przekonaniu, że damy radę, przetrwamy, że jeszcze przed nami dużo przygód. Jest stres, ale świat nie wali nam się na głowy. Jest spinka, ale to po to, żeby potem było lepiej.

2015-07-11 18.20.362015-07-12 15.26.102015-07-12 09.41.552015-07-12 09.59.172015-07-12 11.18.352015-07-12 10.55.472015-07-12 11.46.022015-07-12 12.26.512015-07-12 13.36.122015-07-12 13.13.312015-07-12 13.02.092015-07-12 12.35.162015-07-12 16.52.142015-07-12 15.42.512015-07-12 15.28.23

W USA Syfilis a w Germanii truskawki i krasnale.

2015-07-18 00.02.43-1

keep calm and stay weird

Monday, November 25th, 2013

z La Paz, z San Francisco, z Oakland, z Doliny Krzemowej, z Cochabamby, z Santa Cruz, z Coroico. piwne autdorowe imprezy to spotkania HHH “a drinking club with a running problem”.

To były intensywne miesiące. To mój pierwszy od 1.5 miesiąca weekend w domu. A ja mam wyrzuty sumienia, że nic nie robię. A życie ucieka mi pomiędzy palcami. Dużo pracy.

Z telefonu.

20130827_szk_500220130827_szk_500520130827_szk_501220130827_szk_501320130828_szk_501620130907_szk_502120130907_szk_502320130907_szk_502520130911_szk_504220130911_szk_504420130911_szk_504520130911_szk_504620130919_szk_505020130919_szk_505820130919_szk_506820130920_szk_506620130920_szk_507020130921_szk_507120130921_szk_507620130921_szk_508020130921_szk_508420130921_szk_509220130921_szk_509520130922_szk_509820130922_szk_509920130922_szk_510120130928_szk_511320130928_szk_511520130928_szk_512020130928_szk_512620130928_szk_513120130928_szk_513420130928_szk_513820130928_szk_514020130928_szk_514620130928_szk_515220130928_szk_515920130928_szk_516720130928_szk_516820130928_szk_517120130928_szk_518520130928_szk_518720130929_szk_519220130929_szk_519620130929_szk_519820130929_szk_520020130929_szk_520620130929_szk_521720130929_szk_522220130929_szk_522820130929_szk_522920131002_szk_523420131018_szk_526620131020_szk_526820131020_szk_527120131020_szk_527720131020_szk_527920131020_szk_528120131020_szk_528420131023_szk_528620131023_szk_528720131023_szk_528920131026_szk_530720131026_szk_531220131027_szk_531420131027_szk_532120131027_szk_532220131027_szk_532320131027_szk_532620131027_szk_532720131027_szk_532920131027_szk_533220131027_szk_534020131027_szk_533720131027_szk_533420131027_szk_535820131116_szk_553120131116_szk_553320131116_szk_554420131108_szk_550920131112_szk_551820131115_szk_552120131116_szk_552520131116_szk_552820131102_szk_549220131103_szk_549420131103_szk_549620131104_szk_549920131108_szk_550220131031_szk_546720131031_szk_546820131031_szk_547020131101_szk_547220131029_szk_546020131030_szk_546120131031_szk_546520131029_szk_544220131029_szk_545120131029_szk_545620131029_szk_545920131029_szk_543220131029_szk_543620131029_szk_543720131029_szk_543920131029_szk_542620131029_szk_542920131029_szk_543020131028_szk_539020131028_szk_540720131029_szk_540920131029_szk_541820131029_szk_542520131027_szk_537220131027_szk_537520131027_szk_537620131028_szk_538720131027_szk_536220131027_szk_536520131027_szk_537020131027_szk_534120131027_szk_534520131027_szk_534720131027_szk_5353

ciężkie jest życie sprzedawcy odkurzaczy

Monday, November 4th, 2013

20131102_szk_5001
20131102_szk_5002
20131102_szk_5005
20131102_szk_5019
20131102_szk_5025
20131102_szk_5026
20131102_szk_5028
20131102_szk_5044
20131102_szk_5047
20131102_szk_5057
20131102_szk_5066
20131102_szk_5083
20131102_szk_5123
20131102_szk_5137
20131102_szk_5156
20131102_szk_5167
20131102_szk_5171
20131102_szk_5185
20131102_szk_5190
20131102_szk_5220
20131102_szk_5234
20131102_szk_5243
20131102_szk_5261
20131102_szk_5296
20131102_szk_5322
20131102_szk_5326
20131102_szk_5327
20131102_szk_5338
20131103_szk_5005
20131103_szk_5007
20131103_szk_5019
20131103_szk_5021
20131103_szk_5034
20131103_szk_5044
20131103_szk_5062
20131103_szk_5065
20131103_szk_5070
20131103_szk_5100
20131103_szk_5102
20131103_szk_5107