Search Results

Mam 30 lat, a cały czas czuję się, jakbym odrabiał pracę domową. Ja nie mogę być mięczakiem… Może miałbym ochotę… Pójść do parku, karmić łabędzie… Bułką… Albo spędzić z dziewczyną romantyczną kolację przy świecach, grając jej ballady na gitarze…

Thursday, June 16th, 2011

Takie foty ostatnio robię, a poza tym fuchy jakieś programistyczne, papiery do rezydencji potrzebne załatwiam (po biurach chodzę, kseruję, fałszuję, łapówki daję), przeprowadzam się do mieszkania z widokiem, śpię, marznę, kombinuję jak przeżyć do pierwszego, whiskey piję czasem bro… a za tydzień jadę z Radkiem przez dżunglę do Brazylii na dwa tygodnie.

I jak tu mieć czas na prowadzenie bloga?

Poza tym były w wizycie w Ambasadzie słynne Klapki Kubota, zwycięzcy słynnego konkursu.

Poza tym rozkręcam stronkę pod fotografię usługową w La Paz, a nawet dałem z tej okazji dwóm lokalnym boliwijskim periodykom się podlinkować: 1, 2.

Kszzzz, bez odbioru.



urodzinowy job

Sunday, April 3rd, 2011

W urodziny zrobiłem ponad 1000 zdjęć. Najpierw zgadałem się z Panchim z Atajo, że nagrywają płytę. No to stawiłem się z aparatem w ich ministudiu o 9 rano (sic!). Chłopaki bardzo byli zajęci nagrywaniem bębnów, więc zdjęć szczególnie nie robiłem dużo, a bardziej siedziałem na stołku. Miałem dosłownie 30 sekund pomiędzy rozmowami, żeby poprosić, żeby coś zapozowali. Dlatego zdjęcia takie jakie. Postanowiłem je pojechać popkulturowo fotoszopem. Ale plus sytuacji jest taki, że chłopaki traktują mnie już jak zioma, wiem, kto jest architektem sprowadzającym ciuchy z Kolumbii i właścicielem biura podróży, kto zna się najlepiej na przesuwaniu suwaczków w komputerze, do kogo uderzyć po pożyczkę, żeby kupić nową perkusję, a kto jest uważany za tłustą, leniwą dupę. No ale dzięki temu gitarzysta, który zawsze ma taką samą minę wystawił dla mnie język. To był poranny job.

panchi atajo bolivia
audio boy atajo bolivia
drums atajo bolivia

Potem zacząłem job 3, o którym będzie za chwilę, a tu zadzownił Gustavo, zaprzyjaźniony szef firmy informatycznej, że sprzedaje biuro i że chce, żebym mu trzasnął panoramkę do ogłoszenia w gazecie. Miałem tylko pół godzinki przerwy, więc trzasnąłem i złożyłem mu tę panoramkę w biegu.

A potem robiłem zdjęcia z okazji 15stych urodzin Mayi. Wyszło fenomentalnie.

MAYA
MAYA
MAYA
MAYA

A potem była impreza 15-latków do 2 w nocy, pacyfki, chłopak Mayi na wokalu/gitarze kapeli grające przeboje zespołów takich jak Metallica. Poza tym poznałem mafię prowadzoną przez Francuza, która trzęsie rynkiem usług ślubnych.

Tak minął mi dzień 30stych moich urodzin.



you’re already late so take your time soon it will be too late so just… relax

Saturday, December 18th, 2010

Dwa dni z rzędu fotografowałem koncert akustyczny Atajo. Nogi mnie bolą.



a veces soy niño y es lindo pero es un rato no más

Friday, December 17th, 2010

atajo carajo

atajo carajo

Ja wiedziałem, że tak będzie. Boliwijski szołbiznes mnie wciągnął. Koncerty, afterparty w garderobie i picie chichy z karnistra. Atajo carajo!



dawaj tą złą, złych nigdy dosyć

Tuesday, April 13th, 2010

Za śmierć Prezydenta i ofiar wypiliśmy z Olą na koncercie Atajo. Polska zagościła w wiadomościach i na pierwszych stronach gazet drugiego końca świata. Gdyby ta historia wydarzyła się w jakimś afrykańskim buszu, a nie w Europie… Zaliczyłem w życiu kilka twardych lądowań, turbulencji, dziur powietrznych, ale żeby rozbić Air Force One… Takie tragiczne historie to tylko w Polsce.



Gringo, go home!

Tuesday, February 16th, 2010

Pytany za czym tęsknię najbardziej, odpowiadam zwykle, że za koncertami tych kilku polskich zespołów, jak Kult, Pidżama czy T.Love. A właściwie za tymi momentami, gdy czujesz się częścią drącego mordy tłumu, gdy śpiewają, że na głowie kwietny ma wianek, produkują wódkę, pieprzony Żoliborz, gościńcem jechał powóz a w powozie jaśniepan, jesteś tak daleko ode mnie, a czasami jednak blisko tak, zaś cały świat dzieli się na kocięta i szczenięta. Bo przecież tyle razy zaliczyliśmy te koncerty, siedząc na trawie, na Juwenaliach, w Wejherowie, a potem w Stodole, z winem Sofia albo browarem. Ta muzyka dla wielu z nas jest synonimem “cudownych lat”.

Na szczęście człowiek elastycznym stworzeniem jest i potrafi sobie znaleźć substytuty tego czego mu brakuje. I tak ja u mnie w Boliwii znalazłem sobie substytut. Zespół nazywa się Atajo i chłopaki nieźle tną mieszając style i gatunki. Tak więc wyobraźcie sobie dobrego rocka zmieszanego z boliwijskimi tradycyjnymi klimatami. Trzeba się osłuchać, przyzwyczaić… zajęło mi to 3 koncerty. Ale w końcu zaczynasz łapać klimat, czaić treści, które stoją za tekstami i zaczyna ci się podobać.

Wczoraj zaliczyłem ich kończący karnawał koncert w legendarnym klubie Ojo de Agua (szczególnie polecam organizowane przez nich imprezy z tradycyjną muzyką live, na których bawią się wszyscy – cholity w kapeluszach i młodzi, a na stołach stoją browary i talerze z liściami koki jako zakąska). I po raz pierwszy tak naprawdę od kiedy wyjechałem z Polski przeżyłem muzyczny odlot. Do tego stopnia, że nawet popogowałem trochę wśród tutejszego kwiatu młodzieży. I nic, że jedna z piosenek ma słowa “Yankee motherfucker! Gringo, go home!”*. Kumam już o co chodzi i wiem, że jest to protest song w obronie liści koki (nie mylić z narkotykiem z niej wytwarzanym) potępiający działania D.E.A. mające na celu delegalizację tej rośliny. Pod takim protestsongiem mogę się podpisać.

O czym jeszcze śpiewają chłopaki? O życiu w La Paz, minibusach jeżdżących w każdym kierunku, imprezie, piwku, liściach koki, o tym gdzie jest policja, gdy jest potrzebna, o supermodelkach z Santa Cruz co mają silikonowe cycki, o miłości, karnawale itp. Czyli o całej tej boliwijskiej rzeczywistości.

Ciekawa jest sytuacja na tutejszej “scenie”. Trochę przypomina Polskę w latach dziewięćdziesiątych. Czyli coś się dzieje, ale na razie to tylko pojedyncze przypadki. Nie jest tak jak teraz, że masz 150 zespołów do wyboru z każdego gatunku. Jest kilka zespołów, które znają wszyscy i jak jest koncert, to idą i śpiewają. Oczywiście mówię o tej “cool” mieszczańskiej młodzieży, a nie chłopakach i dziewczynach z wiosek.

Jako zajawkę linkuję jeden z najbardziej znanych ich numerów, czyli “Morenadę do serca”.

W klipie są przebitki z karnawałowych ulicznych tańców i swawoli. Ponieważ w weekend uczestniczyłem w największym w Boliwii karnawale w Oruro, to potraktujcie to jak zapowiedź zdjęć, które mam nadzieję pojawią się wkrótce.

Link do oficjalnej strony zespołu Atajo.

*) słowa piosenki dostępne tutaj