río abajo

2009-09-16 – 22:06

[rejs Pucallpa-Iquitos, Perú, Amazonia]

Statek miał płynąć trzy i pół dnia. Wsiadłem w środę po południu. Wyruszyliśmy dopiero w piątek wieczorem. Dotarliśmy w środę rano. W sumie 8 dni na statku.

Jakie to uczucie być 8 dni na małym statku wraz z 250 Peruwiańczykami? To coś jak medytacja (bo masz dużo czasu na myślenie i gapienie się na przesuwający się brzeg), to powolne osiąganie stanu szaleństwa (bo nie masz gdzie się schować, nie masz co robić, a jakiś debil postanowił być DJem i puszcza na cały regulator jedną płytę w kółko; na szczęście prąd włączają dopiero po 18stej), to jak pobyt w więzieniu (bo nie możesz “wyjść”, bo posiłki zawsze takie same, w tych samych godzinach, bo nie wybierasz sobie kompanów).

Po 7 godzinach w hamaku, z szalejącym żołądkiem i debilem, obok, który właśnie podłączył swoją wieżę, bo nie wystarczała mu głośna muzyka z głośników, zdecydowałem się na upgrade z hamaka na kabinę. Ufff… Namiastka intymności. Jakieś drzwi, za którymi można się zamknąć. Nie ma co się oszukiwać, potrzebuję tego. Zwłaszcza jeśli podróż trwa tydzień.

Tak więc płynęliśmy powoli rzeką, zatrzymując się kilka razy dziennie przy wioskach z chatami pokrytymi liśćmi z palm, żeby załadować/wyładować towar. Na pokład trafiały wielkie kiście bananów, wielkie żółwie, czasem deski. A co jeszcze płynęło na statku? Wszystko. Lodówki, telewizory, meble, żywe świnie, worki z cementem, ciężarówka-chłodnia z lodami… Te statki zaopatrują w końcu 500-tysięczne Iquitos położone w środku dżungli w prawie wszystko.

Pod koniec rejsu chyba pół statku znało moje imię. Dużą rolę w tym miała grupa 30stu 14-latków, którzy płynęli na zawody piłki nożnej w Iquitos. Po tym jak chwilę z nimi pogadałem nie mogłem już przejść spokojnie po pokładzie, bo każdy z nich mówił “Simón!”. Cóż, zawsze lepiej niż “gringo!”, ale i tak po 3 dniach zaczęło strasznie wkurwiać. Poza tym jak to na statku, wszystko cokolwiek powiedziałem komukolwiek zaczynało krążyć w formie plotek, aż w końcu docierało do niemal wszystkich choć odrobinę zainteresowanych/znudzonych uszu.

A w nocy, gdy włączali prąd byłem zwykle już tak wypruty psychicznie, że nie byłem w stanie już nic napisać ani nawet dotknąć zdjęć. Za to przeszedłem znowu Cywilizację i obejrzałem jeden sezon Rodziny Soprano. A i jeszcze setki owadów garnących się do żarówki, ćmy wielkości kolibrów…

To wciąż nie jest narzekanie. Pięknie było! :)

  1. 2 Responses to “río abajo”

  2. :) Simon…Simon..Simon!! haha…Can imagine that wonderful scene!

    By little_v on Sep 17, 2009

  3. hahaha…. salida hoy sin falta – taa to trzeba weryfikować na godzinę przed planowanym odpłynięciem – zawsze
    tyle Twego że już jesteś na miejscu :)

    By edi on Sep 17, 2009

Post a Comment