Archive for June, 2008

just don’t forget that it’s dumb luck that got you here

Friday, June 20th, 2008

June 30th is my last day at work. I have decided to take some time off (as much as needed) to rest, travel, make some pics… Do whatever I feel like doing. I have no fixed plan, no arrangements, no plane tickets, no route. “If you don’t know where you’re going any road will take you there” – I will try to put these words into action. I hope to see again some of my old friends and make some new friends. I am planning to taste some new flavours and maybe get some suntan. I have no goal, like travel around the world or something. Whatever the future brings.

So… be ready, cause soon you might see me knocking at your door, willing to use your couch. :-)

See you around.

before we go for it you should know that i’m just troubles

Wednesday, June 18th, 2008

what i did on May 20th

Wednesday, June 18th, 2008

peace on Brussels

Sunday, June 15th, 2008

Dobrze mi tu.

you will lose it anyway

Tuesday, June 10th, 2008

raz dwa nie wiem czy wiesz już za parę minut zaczyna się mecz

Sunday, June 8th, 2008

Może to dziecinne i sztuczne, ale dziką satysfakcję sprawi mi chodzenie po lotnisku we Frankfurcie w czerwonej koszulce z napisem POLSKA i wielkim orłem w koronie. :-) A na mecz do Brukseli.

Update – FRA: a na mecz do Brukseli nie zdążyłem, bo samolot z Gdańska się spóźnił. Przynajmniej dłużej pochodzę po lotnisku we Frankfurcie. A w czasie samego meczu będę w powietrzu. No i trudno.

656

Friday, June 6th, 2008

powoli schodzi niepokój
stan ciągłego napięcia
mijają chęci do walki
o chwilowo nieistotne

szybciej rosną mi skrzydła
na wygrzanym poddaszu
gdy wokół na horyzoncie
letnia łuna miasta

a na dachu anioł stróż
kumpel po godzinach
siedząc koło mnie w t-shircie
posyła przewrotny uśmiech

gonna rise up, find my direction magnetically

Monday, June 2nd, 2008

[NCE-FRA, 31.05.2008]

Co było do wypowiedzenia zostało wypowiedziane. :-)

Długie przemyślenia, nieśmiałe i niepewne zamiary. Czekanie na dzień. A gdy ten nadszedł kilka pewnych cięć, kilka zdecydowanych zdań. I email do pracodawcy wysłany z Nicei.

Tydzień w Nicei był najgorszym ze wszystkich “zawodowych”. Ale to cena. Płacona po raz ostatni.

Emocje uderzają mnie w samolocie. Dopiero teraz dociera do mnie, że naprawdę zostawiam coś far behind. I że ostatnie dwa lata poświęciłem by móc zrobić to, co właśnie ma się zacząć. Ze łzami w oczach piję szampana gdzieś nad prześwitującymi przez białe chmury francuskimi Alpami. Nade mną błękitne niebo – nic już nie może pójść źle.

I jeszcze wizja happy endu – przede mną ostatni miesiąc w Brukseli. Historia zatacza koło. Bruksela – na dobry początek i na dobry koniec.

I jeszcze Mat, który przyleci mi nowy aparat i Ola, która przejmie stary.

I znowu wiara, że ścieżka, którą idę jest najlepszą z możliwych.