the best comes in little bottles*

2010-03-16 – 01:59

private la paz

private la paz

private la paz

private la paz

Choć często czuję frustrację, wkurzam się niemiłosiernie, to jednak są chwile, które chwytają za gardło, pchają łzy do oczu, rozwalają na malutkie kawałeczki. Szczęścia. I tego chcę się trzymać.

Ja nie wiem, czy jeszcze coś da się zmienić. Czy Moja Mama miała rację mówiąc mi “synku, świata nie zmienisz”. Jak długo dam radę wytrzymać na tej wewnętrznej emigracji. Zredukowałem sobie problemy. Zredukowałem sprawy, które mnie dotyczą. Nie chcę, nie mów mi, nie interesuje mnie to. Ale jak długo tak wytrzymam? Czy rozwinę tu pajęczynę zależności, z której niełatwo się wysupłać? Czy znowu przewróci mi się zupełnie w głowie i popłynę w inne ekstremum? Czy ucieknę do jeszcze bardziej wyobcowanej pustelni gdzieś poza cywilizacją? Czy zostanę (p)rezydentem, czy stanę na czele rewolucji? A może po prostu zostanę Kulfonem?!?

Myślisz, że o tym nie myślę? Jest tak samo jak wszędzie. Ta sama myślówa. Po co i dokąd. I wcale nie wiem więcej.

private la paz

private la paz

*) jak kiedyś mi powiedział Luis Alberto Roselio z Santa Cruz

[update 2010-03-26 – ogórek został zjedzony, by zrobić miejsce nowym, lepszym]