2008-08-29 – 18:35
[2008-08-25 – 2008-08-29 – Yangshuo, China]
5 godzin mija zanim autokar wyjeżdża ze strefy zurbanizowanej wokół Shenzhen. Miasta, fabryki, bloki… Oczywiście nie dogadałem się ile będzie trwała podróż, myślałem, że 7-9 godzin, a okazuje się, że 14. Na szczęście autobus był sypialny. W środku nocy (znowu) przyjeżdżam do Yangshuo. Czas na odrobinę luksusu, single room, z klimą, łazienką, tv, dvd za 6 euro, a co tam, będę zaciskał pasa w droższych krajach.
Pierwsze wrażenia z Chin. Chińczycy krzyczą, mlaszczą, siorbają, plują, bekają. Mężczyźni mają brzydki zwyczaj podwijania t-shitrów na ulicy i odsłaniania brzuchów. Moje poczucie estetyki wystawione jest na ciężką próbę. Poza tym jest mało zachodnich turystów (w porównaniu z Tajlandią). Jest za to masa chińskich turystów, którzy skwapliwie zwiedzają wszystkie atrakcje.
Wokół Yangshuo nieziemskie widoki na świat. Daję sobie wycisk na rowerze, wdrapuję się na Moon Hill, objeżdżam okoliczne wioski. Wiatr we włosach, muzyka w uszach i morze potu.
Wybrałem się na spektakl “Impression on Sanjie Liu“. Teatr, gdzie rzeka służy za scenę, setki aktorów, kostiumy, światła, łodzie, konstrukcje. Chińska legenda opowiedziana śpiewem. Mięknę.
Jadę też oglądać tarasy ryżowe. Ładne.
Poza tym przygody – pęknięta opona w autobusie, kurczak pieczony w piecu we wkładzie z bambusa, podawany razem z pazurami. Zdobywam kolejne stopnie wtajemniczenia w jedzeniu pałeczkami: łapanie pojedynczych kawałków, chwytanie kawałków z ust (kurczak z kością), łapanie wielu przedmiotów jednocześnie…























posted in bullshit, in-polish, photos, travel | country: china | trackback | 2 comments »