The closest to heaven you can get. Kashmir.

2007-08-26 – 09:38

[21-8-2007, Kashmir, Srinagar, Needin Lake, houseboat Peony]

Dojechaliśmy do Kashmiru. Pierwsze wrażenie bardzo złe. 300 naciągaczy chce zabrać Ciebie niezobowiązująco i pokazać swój domek na wodzie na pobliskim jeziorze (z których słynny jest Kashmir). Same jeziora z autobusu wydają się być zarośnięte glonami. Za punkt honoru stawiamy sobie asertywność. Z autobusu w którym połowa to turyści (z czego 2/3 to Izraelici) wysiadamy ostatni dopiero na stacji docelowej. Pozostali turyści zostają porwani przez naganiaczy (sympatycznych, dobrze ubranych, z komórkami lepszymi niż moja – lesson learnt: nigdy nie ufaj Hindusowi, który ma lepszą komórkę niż ty). Tu po prostu biją się o turystów. Na stacji autobusowej znowu nas atakują. Bierzemy ich na przeczekanie, załatwiamy swoje sprawy a następnie wymaszerowujemy z postanowieniem najpierw wypicia herbaty, a potem lets see. Herbata z kolejnym naganiaczem, którym Koala wdaje się w dyskusje o życiu. To dla niego nowa lekcja asertywności, z której wychodzi obronną ręką na swój uprzejmy, śmiesznie stanowczy sposób. Uczymy się tego raju. “How much for a ride to Nagin Lake?” “120 ruppies.” “You must be crazy.” I śmiech. I następna rikshaw. Tak długo aż gościu mówi 60. My 50. On buja głową na boki cokolwiek to znaczy, a my wsiadamy interpretując to jako “whatever”. Wywozi nas co prawda w inne miejsce niż się spodziewaliśmy, ale ok. Jesteśmy nad brzegiem, są łodzie, możemy wybierać. Jest 5 naganiaczy trochę zaskoczonych faktem, że sami nagle pojawiliśmy się pod ich przed ich domami. “Sir, see my houseboat first” mówi Hindus, którego skóra na skutek jakiejś choroby przebarwiła się na kolor biały. “And then my, ok?” przekrzykują się. Wchodzimy na pierwszą barkę. Widzę i nie wierzę swoim oczom. Sufity wyłożone mozaikami z drewna, piękne kolonialne meble, kryszałopodobne żyrandole, chińskie wazy w rogach pokoju, moziężne popielniczki, poduszeczki na kanapę obszyte tym samym, ładnym materiałem co zasłony, tarasik na rufie z pięknym widokiem na jezioro. 2 sypialnie z łazienkami i wannami, jakieś 80 metrów kwadratowych. Koala nie może uwierzyć i ma zachwyt wypisany na twarzy. Ja lepiej radzę sobie z nieokazywaniem emocji. Wzdycham gdy siadamy w saloniku. Nie ma szans, że zaakceptujemy cenę. Rozmowa przyjemna, nieśpiesznie do sedna, właściciel błyszczy kulturą, klasą i obyciem, “so sir, how much would it be for a night for us? tell us the big number”, “you want double room, 2 meels per day?”, “yes, sounds good”, “then I can give you 300 ruppies each” (=2×7,5$) “and what if we take both rooms? I mean the whole boat for us”, “400 each”. Nie mogę uwierzyć. Ale zasada człowieka asertywnego brzmi, żeby nigdy nie brać pierwszej zaprezentowanej oferty. “No matter if we come back or not, Sir, I wanted to tell you that you have a really nice boat”. Kolejne nie robią żadnego wrażenia. Wszystkie są troszkę tańsze, niektóre mają telewizory, ale mozajek z drewna na suficie nic nie przebije (pewnie jakiś historyk sztuki albo pan Stefan z mieszkania Tomka znalazłby na to lepsze słowo niż mozaika :-) ). Wracamy. Powtarzamy szczegóły. Bierzemy całą łódkę! Dalsze szczegóły. O której kolacja, o której przysznic (bo muszą napalić drewnem), czy jesteśmy wegetarianami, co na kolację.

Spędzamy czas z właścicielem, na rufie, gawędząc. Idziemy do sklepu, napełniamy lodówkę napojami. Od czasu do czasu pojawia się duch-pomocnik Bashir. Nigdy nie puka. Jest jak część rodziny, służący, który robi swoje, nie widzi, czego nie powinien i stara się nie przeszkadzać. W moim świecie nie powinno być relacji pan-służący, ale w tym przypadku jest to bardziej przyjaciel, pomocna dłoń, friendly ghost. Dostajemy do podpisania dokumenty. Patrzyamy wstecz w księgach. W rubryce REMARKS ludzie z całego świata dziękują za gościnę, za cudowne chwile, załączają wesołe rysunki. Potem dalej tarasik, aż w końcu Bashir serwuje ogromną, pyszną kolację w stylu indyjskim. Wszystko jest idealnie. Nawet jak dla Koali (typ pedant-esteta). Wciąż nie możemy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Późnym wieczorem w stanie upojenia na rufie naszego królewskiego houseboatu wymyśliliśmy z Koalą, że to nie może być prawdą, że it’s too good to be true, że prawda jest taka, że zginęliśmy na jednej z mijanych serpentyn i trafiliśmy do nieba. Pociągnęliśmy tę wizję dalej poprzez podliczenie statystyk kto z nami trafił do nieba (strasznie dużo Żydów i tylko kilku potencjalnych katolików), co każdy z nas wziął ze sobą (Szymon ma wszystko, od scyzoryka przez ipoda, 2 aparatów, aż po laptopa), aż do analizy otaczajączego świata (przepis na niebo – bierzesz Morskie Oko w Tatrach, rozciągasz, wrzucasz 1 mln Muzułmanów-cywilów i 100 tys. Hindu-żołnierzy z karabinami i kamizelkami kuloodpornymi. Generalnie ulice nieba przypominają atmosferę Iranu, język – Kashmiri także zbliżony do Farsi – perskiego). I że jak za 3 dni, tydzień, czy kiedyśtam zdecydujemy się wyjechać Bashir stanie nam na drodze, pokiwa palcem i powie “yyyy-yyyymm jeszcze nie zrozumieliście? Nie możecie stąd wyjechać. Wasze życie, jakie pamiętacie, już nie istnieje. Musicie tu zostać. Witam w niebie… Czy wiecie kim jestem?” Tak właśnie się czujemy. Albo jesteśmy w niebie, albo kryje się za tym jakiś przekręt. Ale o tym przekonamy się jutro.

Zasypiam w wielkim, rzeżbionym łóżku bardziej przerażony myślą, że naprawdę umarliśmy i naprawdę jesteśmy w niebie, niż obawą, że możemy być potencjalną ofiarą dalszego naciągania lub oszustwa.

  1. One Response to “The closest to heaven you can get. Kashmir.”

  2. I’ve been listening to a song by Bjork recently and I thought you might like it too:)

    I am leaving this harbour
    Giving urban a farewell
    Its habitants seem too keen on God
    I cannot stomach their rights and wrong

    I have lost my origin
    And I don’t want to find it again
    Rather sailing into nature’s laws
    And be held by ocean’s paws

    Wanderlust
    Relentlessly craving wanderlust
    Peel off the layers
    Until you get to the core

    Did I imagine it would be like this
    Was it something like this I wished for
    Or will i want more

    Lust for comfort
    Suffocates the soul
    This relentless
    Restlessness
    Liberates me
    Sets me free

    I feel at home whenever
    The unknown surrounds me
    I receive its embrace
    Aboard my floating house

    Wanderlust
    From island to island
    Wanderlust
    United in movement
    Wonderful
    I enjoy it with you

    Przy okazji, te rzeźbione w drewnie cuda w Kaszmirze to była ‘intarsja’, ale kto, oprócz historyka sztuki, by się przejmował nazwami;)

    By cheeky girl on Aug 29, 2007

Post a Comment