lay down, it’s all been done before

2012-01-25 – 21:02

…kolejne dni naszej podróży z Radkiem do Brazylii…

Dnia kolejnego ruszamy z ostatniego hotelu Sheraton na świecie.

Paliwo tankujemy kiedy jest.

Drogi są długie i proste, samochody z naprzeciwka nie częściej niż raz na pół godziny. Upał i kurz niemiłosierny. Co prawda dziur jest wiele, ale postanawiamy zaryzykować i złamać przepis o abstynencji.

Miast po drodze dużo nie ma. A jak są, to samochodów w nich nie ma.

Wywózka dżungli amazońskiej.

Dnia któregoś z kolejnych udaje nam się dotrzeć nad rzekę Mamoré w Guayaramerín na północnym czubku Boliwii. Tam za 50 USD Radek wynajmuje jeden z niewielu boliwijskich okrętów marynarki by dostać się na drugą stronę. Pasażerowie sztuk 2 – gratis.

A wszystko po to, żeby zobaczyć jak zachodzi słońce w Brazylii.

Po nocy spędzonej na imprezowaniu w Rio Branco na kacu uderzamy tam gdzie kończy się droga.

Po odwiedzinach u kolegi Radka udajemy się w drogę powrotną. Cieszymy się asfaltem, którego w Boliwii zazwyczaj nie ma.

Ponieważ ceny benzyny w Brazylii są takie jak w Polsce (czyli 4x droższe niż u nas w Boliwii), to ostatnie 150km robimy na oparach.

I znowu dofinansowujemy budżet marynarki boliwijskiej.

Radio? Telewizja? Biblioteka?

La Paz – 4 dni drogi. To nie Europa, że można ją ot tak przejechać.

Benzyna jest tania. Jeśli jest.

Dla porównania – droga w Boliwii.

Szukamy miejsca na nocleg.

Filmy o kowbojach to nie fikcja.

Nie wszystkim się udaje.

Wszystkim zainteresowanym przygodami białego samochodzika polecam blog Radka. A oto zajawka czego można się tam spodziewać: