Archive for the travel category

wywiad w drodze – byledaleje, czyli Bartek i Marta

Wednesday, November 3rd, 2010

Na zakończenie naszego przydługiego cyklu, który przewinął się przez nasze kilka blogów, wywiad z Martą i Bartkiem, którzy zawitali do mojego miasta w wielkiej dolinie, ba nawet pomagali mi w przeprowadzce. Ona – nigdy nie przestaje się uśmiechać, on swoim inteligentym poczuciem humoru przesiąkniętym sarkazmem czynnie jej w tym pomaga. Razem – w drodze od dwóch lat, raczej po nieprzetartych szlakach. Mongolia z buta, Nowa Zelandia na rowerach, Ameryka Południowa na motorach.



[zdjęcia pożyczone z bloga Bartka i Marty]

1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.

Może to kiepski początek wywiadu, ale nie mamy odpowiedzi na to pytanie. To jest wersja pytania: “a jaki kraj podobał ci się najbardziej?” albo “a wolisz Indie czy Boliwię?”

A kogo bardziej kochasz, mamusię czy tatusia?

Każde miejsce jest inne. Czego innego szukasz w zatłoczonej Azji, czego innego w bezkresnej choć cywilizowanej Australii, czego innego w zimnych Andach.Każdy puzzel wyjęty z naszej układanki popsułby obrazek. Nie chcemy wybierać.

2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.

Motor. W zasadzie dwa motory. Po wielu eksperymentach chórem przyznajemy, że to najdoskonalszy sposób podróżowania. Oczywiście jest to środek, a nie cel, ale środek najskuteczniejszy. Dzięki motorom podróżujemy po swojemu, nie drepczemy w szeregu z hordą bakcpackersów od atrakcji do atrakcji, możemy dostać się tam, gdzie jest nieturystycznie = autentycznie. Motory budzą ciekawość ludzi, otwierają ich serca i domy. Nie tworzą dystansu takiego jak samochód, nie powodują ograniczeń takich jak rowery (no dobra, niech będzie, lenie jesteśmy i po dwóch miesiącach w Nowej Zelandii nie chce nam się więcej pedałować). W tej chwili już nie potrafimy wyobrazić sobie innego podróżowania. Ok, czasem człowiek zmoknie, zmarznie albo się wypieprzy, ale jak to fajnie będzie kiedyś powiedzieć wnukowi: “A tu babcia ma bliznę po tym jak zaliczyła glebę w Boliwii”…;-)

3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawą.

Do “wyprawy” to się przygotowywał Kazimierz Nowak a nie my. Nie jesteśmy na żadnej “wyprawie”. Podróżowanie dziś jest tak proste i skomercjalizowane, że nazywanie tego “wyprawą” wypacza sens słowa. Obecnie trzeba się solidnie nagimnastykować, żeby choć na trochę wyrwać się cywilizacji i zjechać tam, gdzie nie docierają agencje turystycznie.

Jak długo się przygotowywaliśmy? Za długo. Nie ma co za dużo kombinować bo i tak się wszystkiego nie przewidzi. Sprzęt trekingowy podrze się albo zgubi szybciej niż myślisz i w końcu dojdziesz do tego, że najlepszym obuwiem są klapki, umowę najmu mieszkania wypowiedzą jak będziesz najbardziej potrzebował kasy a potem ukradną laptopa z ulubioną muzyką, którą tak starannie sobie poskładałeś itd. Po kilku miesiącach w drodze będziesz się śmiał z większości tego, czym sobie zawracałeś głowę przed wyjazdem.

Chociaż z drugiej strony przygotowywanie się było dla nas już częścią wyjazdu i dobrą zabawą. Pierwsza rozmowa pt.:”a może by tak wyskoczyć na dłużej” pojawiła się ze dwa lata przed wyruszeniem i od tego czasu ciągle jakoś tam niezobowiązująco organizowaliśmy się fizycznie i psychicznie. …Jak dostaliśmy zimą nowy namiot to go sobie rozstawiliśmy w pokoju i przespaliśmy się w nim z niecierpliwości…A intensywniejsze działania zaczęliśmy jakieś 3 miesiące przed wyjazdem: szczepienia, szukanie najemcy mieszkania, sprawy bankowe, założenie bloga itp.

4. Co Cie wkurwia.

Koloryzowanie przez wielu ludzi swoich podróży, opowiadanie o dzikich przygodach na krawędzi życia i dyskretne przemilczenie, że są na sztampowej wycieczce zorganizowanej przez jedną z licznych agencji turystycznych oferujących swoje usługi w sąsiednim mieście. Oczywiście każdy podróżuje jak lubi i potrafi – tylko nie twórzmy potem wrażenia, że dokonaliśmy czegoś, na co nie zdobyłby się żaden inny człowiek. Podróżowanie jest w zasięgu ręki większości z nas, a takie “ściemnianie” tylko niepotrzebnie straszy, że to bardzo trudna sprawa…

5. Za czym tesknisz najbardziej.

A to zależy kiedy. Różne tęsknoty nachodzą w różnych momentach. W Azji dalibyśmy się pokroić za pajdę chleba ze smalcem, w Nowej Zelandii marzyło nam się ciepłe łóżko…

Ale z największymi tęsknotami pomagają nam sobie radzić rodzina i przyjaciele, którzy nas po prostu odwiedzają. Jak podliczyliśmy, ponad 30% naszego wyjazdu spędziliśmy z Nimi. Polskością niesamowicie doładował nas też pobyt w La Paz i w Ekwadorze.

Ciąg dalszy na ichnim blogu.

ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni? noce i dni! i pory roku krążyć zaczną znów jak obieg krwi

Monday, November 1st, 2010

Zacząłem miesiąc tzw. “bezpłatnego”. Nie dzwoń do mnie, bo profilaktycznie nie odbieram. Mogę w końcu pojechać autobusem tam gdzie chcę. Mogę nic nie musieć.

Wywiad w drodze – Maniek, Dorotka, Maksio i Naleśnik

Friday, October 15th, 2010

W dzisiejszym odcinku ‘Wywiadu w drodze’ zapraszam na wywiad z kolejną parką z dzieckiem. Czyli kolejny dowód na to, że da się, a dziecko to nie jest wystarczająca wymówka, przeciwko podróżowaniu.

1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania

Po pierwsze doświadczenie, które mamy jest bardzo niewielkie. Kilka krótkich wypadow (Karaiby, Cape Verde itp) oraz nasze 112 dni podróży po Azji Południowo Wschodniej to równocześnie dużo i mało… zależy jak na to spojrzeć.
Na pewno nie wyobrażamy sobie podróżowania bez Indonezji. Na Sumatrze byliśmy tylko chwilę, pod sam koniec, lecz zostaliśmy zaczarowani. Wspaniali ludzie, otwarci, uśmiechnięci, zawsze pomocni, tacy bezinteresowni. Mieliśmy ledwie ponad tydzień na zwiedzenie północy Sumatry. Niesamowite miejsce, pozostał ogromny niedosyt. Na pewno tam wrócimy, niekoniecznie na Sumatrę, ale na pewno do Indonezji.
Drugi kraj to Tajlandia. Wystarczy wybrać się tam gdzie nie ma faranga a można doświadczyć dużo więcej. Nie zamknę tego w słowach. Ten kraj trzeba poczuć. Ja za każdym razem, gdy słucham tajskiej muzyki mam łzy w oczach…
Miały być trzy kraje, ale poprzestanę na dwóch. Za mało widzieliśmy. Za kilka lat będziemy widzieć więcej. Jeszcze sporo innych krain przed nami… Wszędzie można znaleźć piękno, więc odpowiedź na to pytanie jest dla nas chyba niemożliwa.

2. Co jest dla ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Podróżowanie to dla nas stan ducha, teraz to wiemy. A co jest najważniejsze? Na pewno towarzystwo. Najwspanialszy widok na świecie staje się piękny gdy oglądamy go wspólnie z tymi, których kochamy. Wszystko smakuje lepiej. Radość jest większa a smutki mniejsze.
Podróżując staramy się omijać bardzo turystyczne miejsca, czasem jednak warto zobaczyć coś co jest słynne na cały świat. Jednak lubimy zejść z utartej ścieżki, zobaczyć co jest trochę dalej. Ważny dla nas jest kontakt z tambylcami. Uwielbiamy pędzić przed siebie na motorku (ach to poczucie wolności!), zatrzymać się w przydrożnym barze. Pobyć z ludźmi, poobserwować, porozmawiać.
Lubimy mieć swoje zdanie i swój pomysł na miejsca, które odwiedzimy. Jednak potrafimy czerpać od innych inspiracje („patrz kochanie jak tam pięknie, musimy tam pojechać!”).
Przyznam się bez bicia, mamy fetysz – na naszej trasie musi być gdzieś biały piasek, palmy i nieruchoma tafla ciepłej wody. I jeszcze „kororowe rybki” na wyciągnięcie ręki. Chociaż szczerze mówiąc po jakimś czasie spędzonym w takim raju z wielką chęcią zakładamy nasze profesjonalne obuwie typu trampers i ruszamy zdobywać okoliczne szczyty. Bo nam nie może się zbytnio nudzić.
I jeszcze jedno… ten specyficzny stan umysłu, który pojawia się podczas jazdy przed siebie, tak po prostu, czymkolwiek, a oczy wpatrzone gdzieś daleko w przestrzeń – zrozumie ten kto zrozumie…

3. Jak długo się przygotowywałeś przed wyprawą?
Generalnie my wszystko robimy od dupy strony, znaczy się nie w tej kolejności co trzeba. Nam wystarczy impuls, a potem oboje się nakręcamy. Zaczęliśmy od pomysłu, że w Anglii nic nas nie trzyma, że możemy mieszkać gdzie tylko nam się zamarzy… Prawie rok zbieraliśmy kase. Kupiliśmy bilet w jedną stronę i jazda. Nie było żadnego planu, tylko lekki zarys oraz trzy lokalne przeloty wykupione w AirAsia. Olaliśmy tzw. research a całość klarowała się po drodze.

4. Co cie wkurwia?
Ostatnio bardzo niewiele, ale jednak troche rzeczy działa mi na nerwy, ale najbardziej moja własna głupota. Przeze mnie, przez wyłączoną funkcję myślenia okradziono nas. Podobno uczymy się na błędach, lecz wyłącznie swoich, i to boleśnie. W naszej podróży mieliśmy chyba więcej szczęścia niż rozumu.
Dawniej byliśmy bardzo spięci, trzy lata temu w Tajlandii oburzaliśmy się: jak to można NAS tak traktować, przecież MY zapłaciliśmy dużo pieniędzy za bilet i MY mamy wakacje. Cóż, bardzo roszczeniowa postawa typowego białasa na wakacjach.
A jak było teraz? Śmieszyła nas podróż z Koh Phangan na Phuket ośmioma(!) środkami transportu, przesadzali nas niczym bydło a my tylko z uśmiechem obserwowaliśmy zastaną rzeczywistość. Albo jadąc do Medan busem niczym dla krasnoludków spędziliśmy cztery godziny w totalnie niekomfortowych pozach, Dorotka w ciąży z Maksiem śpiącym na niej okrakiem a ja z kolanami na ukos i pod brodą i jakąś rurą pomiedzy nogami… zamiast się martwić, cieszyliśmy się z miejsca siedzącego, bo nie każdy je miał:)
Nie lubimy też depresanto-malkontento-zazdrośników.

5. Za czym tęsknisz najbardziej?
Chyba za niczym… Wszystko co mamy to siebie nawzajem. Nasza rodzina stanowi pewną dopełnioną całość. Więc za rodziną nie tęsknię. Od kilku lat mieszkamy poza granicami Polski, więc gdy gdzieś jedziemy nie ma żadnych pożegnań.
Po trzech miesiącach w Azji zabrakło nam trochę polskiego jadła, lecz myślę, ze sprawę dałoby się jakoś rozwiązać, typu poszukiwanie śledzi czy kiszonych ogórków. Ale to nie była jakaś znowu wielka kwestia.
Tęskno nam też było do… polskości, żeby pogadać po polsku z kimś innym niż ze sobą nawzajem. Tygodniowi turyści nie rozumieli nas a nam głupio było się narzucać.

Ciąg dalszy na ichnim blogu.

A u mnie tymczasem przyjechał Naleśnik w odwiedziny, spadł śnieg i spaliło się pół instalacji elektrycznej w mieszkaniu. Nie ma letko. Więc zamiast zdjęcia Mańków, Dorotek i Maksów wrzucam zdjęcia z środowego poranka, kiedy to odbierałem Naleśnika z lotniska, a świat był biały (na szczęście nie w mojej Dolinie Szczęśliwości).

nie ma drugiego takiego miasta na świecie

a przede wszystkim wakacji

Sunday, October 10th, 2010

wakacje

wakacje

wakacje

wakacje
[Coroico, Bolivia, sierpień’2010]

Wakacje są bez sensu.

Wywiad w drodze – Goniący za szczęściem: Marta, Renata i Mariusz

Wednesday, October 6th, 2010

Gdyby wszystko było inaczej, gdyby było odwrotnie, to może ochajtałbym się gdzieś w okolicach 25-tego roku życia tak jak większość z was. Może miałbym kilkuletnie dziecko. Inaczej patrzyłbym na świat, czym innym się martwił, inaczej planował.

Gdyby moi rodzice jak byłem dzieckiem nie wozili mnie na wyprawy najpierw żółtą Syrenką Bosto, a potem kolejnymi maluchami, to pewnie nie miałbym tego zamiłowania do gapienia się przez okno na zmieniający się krajobraz. Gdyby nie kolorowe szkiełka, które znajdowałem w rzeczce przy hutach koło Szklarskiej Poręby, byćmoże nie wierzyłbym teraz, że wiele z “cool” rzeczy dostajesz za darmo, wystarczy tylko szukać i w odpowiednim momencie schylić się i wyciągnąć po nie rękę.

Ten odcinek jest o Marcie, która kolekcjonuje kamyki, która karmi gołębie, która podróżuje z nocnikiem, która widziała takie rzeczy, o których jej rówieśniczki nawet nie śnią. Która będzie mieć zupełnie inne postrzeganie świata niż ty albo ja. Bo w końcu któż z nas wybrał się w pierwszą podróż dookoła świata mając zaledwie kilka lat.

Ten odcinek jest także o Mariuszu i Renacie, którzy odważyli się na ten wyczyn, powiedzieli sobie “kurde, damy radę, jak nie teraz, to nigdy”, którzy stwierdzili, że nie chcą przesiedzieć tych pięknych momentów w życiu swoim i swojego dziecka na stołku w korporacji (Mariusz), ani wysiedzieć urlopu wychowawczego gdzieś na jakimś warszawskim placu zabaw. “Robimy to”, powiedzieli nie do końca wiedząc czymże jest “TO”, jak będzie, co ich czeka.

A teraz proponuję zapuścić sobie tło muzyczne i oddać się lekturze.

wpzs

1. Trzy kraje bez których nie wyobrażacie sobie podróżowania.

Po pierwsze Polska – bo od tego kraju zaczynaliśmy. Do dziś pamiętam swoje “członkostwo” w klubie PTTK szkoły podstawowej nr 43 w Sosnowcu, rajdy terenowe po Jurze i Beskidach. Co prawda członkostwo zakończyło się wyrzuceniem mojej skromnej osoby z hukiem :) zupełnie niesłusznie zresztą – ale i tak nie zabili mojej potrzeby “szwendania” się. Późniejsze, już samodzielnie organizowane wypady w Tatry, Beskidy, Sudety czy na Mazury.

Po drugie – Stany Zjednoczone – za “enjoy the ride”, ogromne przestrzenie “niczego”, które się do tego świetnie nadają, za wprost kosmiczne parki narodowe południowego zachodu i most Golden Gate – gdzie utwierdziłem się w przekonaniu, że chcieć to móc.

No i po trzecie Meksyk – za chaos stolicy, za uśmiechy ludzi, za klimatyczne uliczki Guanajuato no i za to że nauczył nas pokory do siebie i drogi jaką mieliśmy przed sobą.

2. Co jest dla Was najważniejsze w podróżowaniu?

Wolność wyboru, poczucie decydowania o tym co robimy i kiedy. Za możliwość bycia razem (co czasem nie jest łatwe) i patrzenia na to samo na swój sposób. I to wszystko mimo narzuconej marszruty przez bilet RTW – co też daje pewien komfort – tym bardziej, że nasza podróż z wielu względów nie może być “neverending”.

3. Jak długo się przygotowywaliście przed wyprawa?

Mentalnie – pewnie całe dorosłe życie. Jak sięgam pamięcią to już w podstawówce po przeczytaniu niemal wszystkiego co napisał Szklarski i May miałem wytyczoną trasę na mapie (która zresztą wisiała na ścianie zamiast plakatu Modern Talking).

Technicznie jakiś rok. Wydawać się może, że to długo – ale jak się ma wyjechać w trójkę na dodatek z dzieckiem to i koszty przedsięwzięcia są wyższe, więc dochodzi okres zintensyfikowanego oszczędzania (nie mamy wpisane w dowodzie zawód: “syn/córka”). Do tego szczepienia – tutaj też trzeba wyważyć wszelkie ryzyka i w odpowiednim momencie się zaszczepić (chodzi o najmłodszego uczestnika wyprawy), przemyśleć trasę by wpasować się “mniej więcej” w pogodę, urlopy (bezpłatny i wychowawczy) itd. Jakoś sobie zorganizować zobowiązania kredytowe itd.

4. Co Was wkurwia?

Było by fantastycznie napisać, że nic – ale to nieprawda. Rzeczywistość jest taka, że bardzo wiele rzeczy. Podróż miała pomóc w nabraniu dystansu do pewnych wkurzających “czynników zewnętrznych” – cel osiągnięty połowicznie bo choć poprawę widać to jeszcze długa droga przed nami.

[M] ludzie których motto życiowe brzmi: “nie ważne że mam życie do dupy – ważne że ten obok ma jeszcze gorzej”

[pytania 5-11 na blogu wpzs]

12. Ile to kosztuje? I czy warto?

czy to ważne? Ile by nie kosztowało, warte jest milion razy tyle ile wydaliśmy.

Zresztą każdy sposób jest dobry, czy wyjazd PeKaeSem poza miasto, czy z biurem podróży do Hurgady, a może stopem przez całą Afrykę – grunt to by być świadomym swojej roli w tym wszystkim…

Reszta wywiadu na blogu Marty, Renaty i Mariusza. Załączona fotografia pochodzi z ich bloga.

i was right to mark your cards

Sunday, October 3rd, 2010

rurre

Rurrenabaque, Bolivia, Lipiec 2010

tak się bawią kozacy w stolycy… eee… w stolycach…

Friday, October 1st, 2010

my widzieliśmy ich tak:
Video chlanie

a oni nas tak:
video chlanie

video chlanie

video chlanie

Niezła biba była. Choć odlegli od siebie o 12 stref czasowych, to jednak wciąż bardzo bliscy. Kochane tamtaramy i Ewa Kamila. Na żywo z Kuala Lumpur w moim komputerze. Pięknie było. Pierwsze interkontynentalne chlanie obieżyświatów zakończone sukcesem.

Przez moment dołączył z Buenos Aires także Mariusz, ale się zmył szybko, bo spieszył się na samolot.

[zdjęcia: w 75% Ewa Kamila]

w oczach mieć cały świat, podróżować wolnym, nie liczyć lat, wiedzieć, że tam gdzie ja, jest mój dom

Thursday, September 30th, 2010

chatka w amazonii
[Pucarquillo, Pevas, Perú, Amazonia]

Wywiad w drodze – Daria i Tomek

Wednesday, September 29th, 2010

Rozpoczynamy sezon na parki, Daria i Tomek to internetowi nieznajomi, którzy dołączyli do naszego projektu wywiadu w drodze. Młodzi są i pojechali daleko. Ich wypowiedzi też mi się wydają trochę młode (nie wiem, czy to może ja mam skrzywienie jakieś, że stary jestem i w ogóle po przejściach). W każdym razie zapraszam do zapoznania się z ich punktem widzenia.

1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania.
Trochę dziwne pytanie. Nie ma kraju bez, którego nie wyobrażamy sobie podróżowania.
Na pewno nie będzie tu Polski bo po niej obydwoje mało podróżowaliśmy co mamy zamiar za jakiś czas nadrobić.
Zobaczyliśmy na razie niewielki ulamek tego świata a nasze 3 ulubione kraje to:
Indie, Turcja, Bośnia i Hercegowina

Jesteśmy świeżo po podróży do Indii, które wręcz pokochaliśmy.
Intensywność zapachów, kobiety w kolorowych sari, hałaśliwe riksze, niesamowite smaki, krowy leżące na ulicy w centrum miasta i wiele innych rzeczy, których nie sposób wypisać. To wszystko sprawiło, że Indie są naszym numerem jeden. Żałujemy, że te 1,5 miesiąca już minęło ale wiemy, że kiedyś wrócimy tu na dłużej.

2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Kochamy podróże za to, że każdy dzień, każda minuta wygląda inaczej. To wyrwanie się z codziennej rutyny i nudy, które paraliżują umysł. W podróży czujemy się jak wypuszczone z klatki ptaki, szybujące gdzieś nad głowami innych. Poznajemy nowych ludzi, zdobywamy doświadczenia i żyjemy pełnią życia. Podróżując uwielbiamy obserwować. Wszystko od natury nas otaczającej po pojedynczą jednostkę na ulicy. Lubimy też mieć kontakt z lokalami. W krajach takich jak Indie czy Turcja to nic trudnego. Uważamy, że dzięki 15 godzinnej jeździe indyjskim sleeperem lepiej poznamy Indie niż gdybyśmy mieli zjechać wszystkie jego highlightsy razem wzięte.

3. Jak długo przygotowywałeś się przed wyprawą?
Kupiliśmy bilet do Indii prawie rok przed wyjazdem. Miesiąc przed wyjazdem stwierdziliśmy, że na Indiach nie poprzestaniemy i zamierzamy spędzić w Azji południowo wschodniej minimum sześć miesięcy. Prawdę mówiąc nie wiemy co tu przygotowywać.
Podejmujesz decyzję i jedziesz sobie. Tyle.

4. Co cię wkurwia?
Oj wiele rzeczy. Najbardziej to chyba zorganizowane wycieczki, które wyrzucają pięć kawałków za leżenie przy hotelowym basenie i wlewanie w siebie kolorowych trunków.
Wkurwiają nas też osoby które mówią – „Świetny pomysł na życie ale ja bym tak nie mógł”. Każdy by mógł, wystarczy chcieć. Albo pytania : „Nie szkoda ci pieniędzy i czasu na takie rzeczy?”

5. Za czym najbardziej tęsknisz?
T: Jestem w podróży dopiero 1,5 miesiąca. Czasem mam momenty, że tęsknie za rodziną ale tak poza tym to nie tęsknie za niczym.
D: Za rodziną i znajomymi.

Dalszy ciąg wywiadu na ich blogu.

gonna get back to basics guess i’ll start it up again i’m falling from the ceiling you’re falling from the sky now and then

Monday, September 27th, 2010

Wrzesień 2009.

Dziwna była podróż ta moja podróż do Amazonii. Te osiem dni “uwięziony” na łodzi. Dziesiątki przystanków po drodze (rzece) przy kilku chatach na skraju amazońskiej dżungli. A potem Iquitos, 400-tysięczne miasto do którego można tylko przypłynąć albo przylecieć.

Popłynąłem do Pevas dobę od Iquitos. Ten fragment podróży prawdziwie mnie wykończył.

Wizyty w jakichś wioskach, gdzie ludzie nic nie robią, gdzie prąd włączają tylko na trzy godziny dziennie, i które to godziny ludzie spędzają na oglądaniu telewizji i marzeniu o samochodach i innych gadżetach filmowego świata, które zupełnie nie pasują do miejsca, w którym mieszkają. Nigdzie tak często mnie nie pytano “ile kosztował twój aparat”, co doprowadzało mnie do irytacji, ta chęć porównania się do kogoś z innego świata przez ludzi, którzy żyją niemal nie pracując. Bo gorąco, a dżungla obwita jest w jedzenie, więc żyją w prymitywnych domach, by wieczorem usiąść na ulicy przy sklepie (bo przecież samochodów w wioskach nie ma), przekąsić smażone banany z kawałkiem kurczaka, i pogapić się na miejscową młodzież grającą w siatkówkę.

Nie miałem moskitiery, antymalaryków nie brałem, więc spałem w ubraniu. Z resztą wszystko było w takim syfie, że lepiej niczego nie dotykać bezpośrednio. Wilgoć, grzyb, robale, ćmy wielkości nietoperzy.

Zrobiłem trochę zdjęć, skoro już tam byłem, przy okazji, trochę na siłę, bo ciężka to była podróż. Nie było zachwytu, ciekawości. Samo bycie tam było ogromnym wyzwaniem, niemal zmuszałem się, by cokolwiek zrobić. A robić nie było czego, brak prądu w dzień, brak nawet książki.

Nie wyprawiłem się na tripa do dżungli. Byłem przekonany, że dotarłem wystarczająco daleko. To nie dla mnie, to nie dla białych ludzi.

Dużo czasu na zmierzenie się z własnymi myślami. Za dużo.

To był koniec mojej podróży. Przejechałem przez wszystkie strefy klimatyczne Ameryki Południowej.

Zrobiłem trochę zdjęć. Zmęczone kadry. Większość materiału wciąż nietknięta leży na twardym dysku.


[Pevas, Perú]

widoki na przyszłość są raczej nieciekawe zachciało mi się iść na wyprawę

Thursday, September 16th, 2010


Wojownik z Aguas Calientes (Peru) – Sierpień 2009.

wywiad w drodze – Wieczny Nomad Pasikonik

Thursday, September 16th, 2010

Jest kilka utartych sloganów, powtarzanych z ust do ust, wypisywanych na koszulkach, plakatach i transparentach. Jedna z tych cudownych maksym głosi, że “wszytko co najlepsze w życiu jest za darmo”. Ludzie lubią tę maksymę sobie powtarzać, ale tak naprawdę mało jest tych, którzy naprawdę w nią wierzą, a tym bardziej według niej żyją. Pasikonik jest mistrzem świata we wcielaniu tych słów w życie. Co prawda w jego wykonaniu “za darmo” może oznaczać często wysiłek, pot, kurz, kolce w rękach i salmonellę w brzuchu, ale chodzi o zasady. Pasikonik swoje życie zadedykował PRZYGODZIE. Pasikonik pracuje wtedy kiedy chce i lubi, zazwyczaj w lesie albo w ogrodniczkach. Pasikonik jest przeciwnikiem wymiany pieniężno-towarowej. Pasikonik zostaje w danym miejscu tyle ile czuje, że powinien. Pasikonik chce być biedny. Pasikonik to życiowy nomad, od ośmiu lat bez stałego miejsca zamieszkania, płynący przez życie na falach zdarzeń, uczuć i emocji.

Pasikonika spotkałem w Samaipacie w Boliwii i przez prawie dwa miesiące podróżowaliśmy w tym samym kierunku (bo skłamałbym, mówiąc, że podróżowaliśmy razem, choć nie jedną kanapkę z awokado razem zjedliśmy).

Pasikonik był jedną z tych wielu osób na mojej drodze, które pokazały mi, że można płynąć pod prąd, być sobą, żyć po swojemu i przy tym dobrze się bawić.

Zapraszam na wywiad z Pasikonikiem.


[na tym zdjęciu Pasikonik dzielnie walczy z salmonellą]

1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.

Polska – przede wszystkim. O swoim kraju powinno sie wiedziec. Powinno sie rozmawiac. Powinno sie rozumiec. Jako tako znac historie, powiazania, przyczyny i skutki. Powinno sie jako tako orientowac w polityce. A takze geografie znac. Zanim wyruszylem za granice nadwislanskiego kraju przemierzylem go autostopem wielokrotnie. Poznalem Mazurow, Hanysow, Kaszubow i Gorali. Mieszkalem w Jarocinie (tak, tym Jarocinie – stamtad pochodze), mieszkalem na Pomorzu, na Dolnym Slasku, a takze w Gorach Bystrzyckich. To byly roznorakie miejsca: bogaty dom, wynajete pokoje, mieszkania, wiejskie chalupy, strych, piwnica, namiot, melina az po odludny, drewniany domek w lesie. Dzielilem te miesjca z calym przekrojem polskiego spoleczenstwa, z ludzmi wyksztalconymi, z dziennikarzami, z artystami, ze studentami, z prostymi rolnikami i ich rodzinami, z pijakami i z narkomanami.Podroze po Polsce pozwolily mi lepiej zrozumiec polskosc we mnie i w innych Polakach. Odroznic szerokopojete cechy ludzkie od typowych nalecialosci polskiego pochodzenia.Straciloby na wartosci podrozowanie po swiecie bez moich polskich doswiadczen. Natomiast innych kluczowych pozycji nie posiadam, bowiem wyobraznia to fascynujaca, wciaz rozszezajaca sie glebia…

2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.

Kazdy podrozuje na swoj sposob, tak jak chce albo tak jak potrafi. Istnieje cala masa ludzi, ktora wykupuje zorganizowane wycieczki lub krok po kroku “podrozuja” z przewodnikiem typu Pascal. Ja kieruje sie intuicja. Jest o wiele lzejsza niz przewodnik (w miejsce owego raczej wezme Kapuscinskiego) i doprowadza mnie dokladnie w te miejsca, w ktorych pragne sie znalezc. Sa to miejsca, z ktorych moge cos wyniesc i na pewno nie mam na mysli typowo polskiego wynoszenia czegos pod pazucha. Sa to miejsca, w ktorych moge sie czegos nauczyc, ludzie, dzieki ktorym moge sie czegos dowiedziec. Uczyc sie, uczyc, uczyc! To dla mnie najwazniejsze w podrozowaniu. (Zapewne drapia sie po glowie moje belfry z Jarocina, ktore dobrze wiedza, ze same dwoje w dzienniczku mialem).

pasikonik

3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawa.

Przygotowywalem sie 19 lat. Od dziecka interesowal mnie swiat. Palce w mape wciskalem, wyobraznia wedrowalem, globusy podkrecalem. Nie moglem doczekac sie momentu, kiedy wyjade z Jarocina. I zaraz po maturze wyruszylem. Przez trzy lata poznawalem Polske, potem ruszylem dalej. Jestem w drodze od osmiu lat. Podrozuje inaczej, bardzo powoli. Zamieszkuje miejsca, w ktorych sie zakochalem lub do ktorych zaprowadzil mnie los. Albo nos. Znajduje zajecie i zyje z miejscowymi. Albo jade zarobic na chwile do bogatszego kraju. Na poczatku to byl raczej instynkt, pozniej zrozumialem, ze jestem zyciowym nomadem… Wczesniej zdarzalo mi sie wynajmowac jakis pokoj, co przez kilka miesiecy moglem nazywac domem, ale ostatnie dwa lata nie mieszkam nigdzie, wedruje z plecakiem, uwodzony przez rozne sytuacje goszcze pod znajoma i nieznajoma strzecha.

[cut – pytania i odpowiedzi 4 i 5 znajdziesz na blogu Pasikonik – link poniżej]

6. Jak sobie poukladales sprawy z praca, kariera, z luka w CV.

Kariera nomada..? Jakas abstrakcja. Jesli o prace chodzi to zdecydowanie wole pracowac dla przyjemnosci albo za dach nad glowa niz dla pieniedzy. A w CV nie mam zadnych “luk”. Pisze wszystko. Na przyklad o tym jak mieszkalem kilka miesiecy w jaskini w Andaluzji albo jak wyciagalem kciuka na skraju brazylijskiej szosy.

7. Jak przelamac strach i obawy przed samotna wyprawa?

Trudno mi odpowiedziec na to pytanie, bo ja sie nigdy nie balem samotnej wyprawy. Malo tego! Uwazam, ze najlepiej podrozuje sie w pojedynke! Mysle, ze aby przelamac strach trzeba dojsc do jego zrodla. A ono zazwyczaj tryska strumieniem wlasnych kompleksow oraz zle dobranych informacji.Sprobujmy zrozumiec jedna rzecz. Zalozmy, ze od wczesnego dziecinstwa rodzice, wujkowie i ciotki, wszystkie media wpajaja ci, ze swiat jest piekny i fascynujacy, pelen dobrych ludzi i intencji. Czy dalej bys sie obawial? Prawdopodobnie o wiele mniej. A dlaczego media bezustannie trabia o wypadkach i nieszczesciach? Jednym z powodow jest to, ze wystraszonym spoleczenstwem latwiej sie kontroluje i manipuluje. Nie bedziesz sie wychylal kolego, nie bedziesz stwarzala za duzo problemow kolezanko, jesli zamkniecie sie w bance, bedziecie robili to, co wszyscy dookola robia i zaufacie, ze swiat na zewnatrz jest dziki i niebezpieczny…A ja radze wyciszyc umysl i odpowiedziec sobie samemu czego sie wlasciwie boisz i dlaczego. Odpowiedziec sobie czy chcesz zrozumiec, a zatem pokonac swoj strach, czy zyc z nim do konca zycia. Mozna tez posluchac tych, ktorzy jezdza i doswiadczaja, ktorzy widza, slysza, czuja i smakuja swiat. Ale najlepiej nie sluchac nikogo, tylko siebie, swojego serca.Jak serce chce jechac to zalecam chlapnac kieliszka zoladkowej i ruszyc.

Dzalszy ciąg wywiadu na jego blogu o bimbaniu.

pani z pieskiem

Sunday, September 5th, 2010

Myśli znowu nie przeszły przez wewnętrzną cenzurę. Niniejszym nie mam wam nic do powiedzenia.

teraz słyszę

Tuesday, August 31st, 2010

[Coroico, Bolivia]

okno

brzęczący bąk
niczym królewski trębacz
zabuczał hejnał
po czym obwieścił
“z dniem dzisiejszym
rozporządzeniem Króla
uśmiech staje się DOBREM POWSZECHNYM
ogólnodostępnym i nieopodatkowanym
w tej zapomnianej wiosce
a także w całym królestwie
i całym znanym świecie”
to wybzyczawszy
niczym bąk
królewski trębacz
udał się wąchać kwiaty

oficina 1a

Thursday, August 19th, 2010

etiquetas

chciałbym znowu skupić się na nieostrościach, niedopowiedzeniach, przechadzać się wśród nieistotnych kawałków rzeczywistości, wzorów, napisów, cywilizacyjnych śmietników, puzzli codziennego życia, tandetnych neonów, królestw kiczu, kropli na szybie, absurdalnych odbić w witrynach

Wywiad w drodze – Tomek Zakrzewski

Thursday, August 19th, 2010

Tym razem wywiad z Tomkiem Zakrzewskim. Ponieważ nasze drogi się jeszcze nie skrzyżowały, więc tym razem bez złośliwości, paskudnych żarcików itp.

1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.

Chyba nie ma takich krajow. Podrozuje glownie dlatego, zeby poznawac swiat i przezywac przygody. Poszczegolne kraje tylko utrudniaja podrozowanie. Mam oczywiscie na mysli procedury wizowe, zapelnianie paszportu pieczatkami i tego typu utrudnienia. Choc z drugiej strony podzial na kraje zwykle jest zwiazany z odrebnoscia kulturowa, ktora jest bardzo fascynujaca. Interesuja mnie glownie miejsca, w ktorych nie bylem. Te w ktorych bylem interesuja mnie znacznie mniej. Bez wzgledu na to, gdzie dany kraj lezy, czy jak sie nazwywa, jezeli w nim jeszcze nie bylem, na pewno zawsze bede chcial do niego pojechac.

2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.

Najwazniejsza w podrozowaniu jest sama przygoda. Nudzi mnie zycie, w ktorym siedze na tylku. Nudzi mnie monotonía dnia codziennego, codzienne lazenie do pracy, spotykanie tych samych ludzi i rozwiazywanie tych samych problemow. Przeraza mnie przeciekajacy czas przez palce.

W podrozy nigdy nie wiem co sie wydarzy jutro, czesto nie wiem nawet gdzie bede spal, gdzie sie zatrzymam, kogo spotkam. Ta wielka niewiadoma rodzi wlasnie ta przygode, ktora od dziecka mnie pociagala. Wczesniej pochlanialem ksiazki przygodowe i uruchamialem swoja wyobraznie. A odkad stalem sie na tyle dorosly, zeby wyjezdzac samemu, postanowilem wziac sprawy w swoje rece. Odstawilem ksiazki na polke i zaczalem sam ksztaltowac swoje zycie. Zapragnolem byc sam dla siebie bohaterem, byc samemu w centrum przygody i miec wplyw na kreowanie wlasnego losu.

3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawa.

Nie poswiecam na to zbyt wiele czasu, bo z reguly mam go bardzo malo. Zwykle czytam relacje z danego regionu innych ludzi. Obecnie internet jest nieocenionym zrodlem informacji, wiec z niego korzytam w dosc szerokim zakresie. Poza tym, czasem siegam po ksiazke, ktora ktos mi poleci i tak czesto nabieram inspiracji do kolejnej podrozy. Jezeli chodzi o gory, to czytam troche prasy fachowej i stamtad czerpie informacje. Uwielbiam rozmowy z ludzmi, ktorzy wybrali sie w ciekawe rejony. Jezeli dane miejsce mnie interesuje to wypytuje o wszelkie szczegoly – ten rodzaj informacji jest dla mnie osobiscie najcenniejszy. Poza tym, robie to, co wszyscy. Kupuje co mi trzeba, szczepie sie na to, co trzeba i cwicze kondycje, zeby w trakcie eskapady jej nie zabraklo.

4. Co Cie wkurwia.

Tutaj chcialbym napisac, ze nic, bo caly czas staram sie pracowac nad soba i starac sie niczym nie denerwowac. Tego nauczyl mnie w zeszlym roku pewien Peruwianczyk, ktory przezyl bardzo duzo w swoim zyciu, jest teraz przewodnikiem po dzungli i wszelkie przeciwnosci losu przyjmuje na kompletnym chilloucie. Szkoda energii na denerwowanie sie, bo to i tak, nic nigdy nie zmieni. Taka filozofia, bardzo do mnie przemawia.

Jednak jest to duzo latwiej powiedziec niz zrealizowac. Mnie najbardziej wkurwiaja, hamstwo i glupota. Te dwie rzeczy przejawiaja sie w podrozy bardzo roznie. Czasem denerwuje sie, jak przez godzine musze czekac w knajpie na zrealizowanie zamowienia. Czasem, jak place za cos, a dostaje w zamian zupelnie co innego, niz wczesniej mi oferowano. Nienawidze zlodziei i wszelkiej masci naciagaczy. Spotykam ich czesto na swej drodze i potrafie byc dla nich bardzo niemily. Poza tym, im jestem starszy, tym gorzej znosze przejazdy. Denerwuje mnie czekanie przez kilka godzin w autobusie na blokadzie, albo jak jakis miejscowy glab nie przewidzial, ze w trakcie podrozy zabraknie mu paliwa. Oczywiscie nie dostaje wtedy spazmow i nie piszcze ze zdenerowania ale potrafia mi takie sytuacje chwilowo zepsuc nastroj.

5. Za czym tesknisz najbardziej.

Tych rzeczy jest bardzo duzo. Tesknie za domem, dziewczyna, rodzina, czy przyjaciolmi. Jednak brakuje mi tez takich zwyklych rzeczy, jak chociazby wlasnego lozka, maminego obiadku, czy wyjscia na basen. Bardzo brakuje mi sportu w podrozy, szczegolnie biegania. Troche brakuje mi tez sauny, bo jestem juz od niej prawie uzalezniony. Poza tym brakuje mi polskiego klimatu, czasem polsiego lata, z zapachem skoszonego siana, a czasem polskiej zimy z chrupiacym sniegiem pod stopami. Za to, w ogole nie brakuje mi polskich newsow, polskiej prasy, radia, czy telewizji. Raczej nie tesknie za polskim jedzeniem, nie brakuje mi imprez, czy wyjsc z kolegami na piwo.

Dalszy ciąg wywiadu na blogu Tomka:
http://tomek-southamerica.blogspot.com/2010/08/wywiad-w-drodze-tym-razem-bedzie-ze-mna.html

transformado volvería, un día, a darte las gracias

Sunday, August 15th, 2010

 sok ze świeżo wyciśniętych mandarynek

O soku ze świeżo wyciśniętych mandarynek pisałem rok temu. A wyciskaliśmy dziś razem. :)

Wywiad w drodze – Kuba “Ale Ze Mnie Kozak” Fedorowicz

Saturday, August 14th, 2010

Wujek Filip z Kolumbii wymyślił projekt, trochę pomęczył kilku znajomych i oto macie owce pracy. Rozpoczynamy projekt “wywiad w drodze”. Zadaliśmy sobie pytania z listy i teraz będziemy się tu ububliczniać i linkować.

Na początek wywiad z Kubą, 23-letnikiem kozakiem, który przemierza Amerykę Południową z plecakiem i głównie autostopem. Kuba w La Paz spędził miesiąc, w trakcie którego mieliśmy okazję ugotować pierogi, wypilić kilka piwek, poprowadzić dwie czy trzy audycje na paltalku, pożeglowalić po jeziorze Titikaka, a nawet po nieprzespanej nocy razem obejrzeć wschód słońca. I dużo więcej.

Żeby nie przedłużać, to zdradzę tylko, że wkrótce pojawią się kolejne wywiady. Życzę miłej lektury i już zostawiam was sam na sam z Kubą.

kuba na spowiedzi

1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania?

To trochę dziwne pytanie.. Prawdę mówiąc nie byłem jeszcze ‘wszędzie’ (‘…ale jest to na mojej liście’ :]’) jednak wydaje mi się, że w całym tym ‘podróżowaniu’ chodzi o to, żeby odwiedzać miejsca, w których się właśnie jeszcze nie było. Oczywiście każdy z nas ma jakieś swoje ulubione miasta, pasma górskie, plaże, wioski – miejsca, które dobrze mu się kojarzą, do których chciałby wrócić, ale przynajmniej w moim przypadku, nie ma takiego kraju, bez którego nie wyobrażam sobie podróżowania… Że ‘gdzieś’ mogłoby nie istnieć. Pytanie zostało jednak postawione, więc odpowiem na nie w ten oto sposób – pierwszym krajem byłaby chyba Rumunia. Tam, kilka lat temu, pojechałem na jeden z takich pierwszych, dłuższych wypadów, który można by było określić mianem ‘backpackerskiego’. Z przyjacielem, we dwójkę jeździliśmy autostopem praktycznie po całym państwie, chodziliśmy po górach i spaliśmy na plażach. Plany modyfikowaliśmy w zależności od sytuacji, czasem kogoś spotykaliśmy kto do czegoś nas przekonywał, a czasem po prostu rzucaliśmy monetą by podjąć jakąś decyzję. Niby z określoną datą powrotu ale szukając przysłowiowego diabła tam, gdzie istniała szansa, że mógłby powiedzieć nam ‘dobranoc’.. Drugim krajem, byłoby Peru. Żałowałbym chyba, gdybym nigdy nie odwiedził tego miejsca. To było spełnienie moich wyobrażeń o podróżowaniu w Ameryce Południowej – trudno dostępne górskie wioski, jazda na pakach pickupów po zakurzonych, górskich drogach, długa Panamericana w pustynnych klimatach, którą ‘przesiedziałem’ w szoferkach ciężarówek, a do tego niesamowity folklor i kolory, których się nie zapomina. Było wszystko, o czym marzyłem, czego pragnąłem doświadczyć na tym kontynencie. I mimo, że jest to teoretycznie bardzo turystyczny kraj, to ja odnalazłem tam naprawdę dużo autentyczności. Ostatni, trzeci kraj to Polska. Gdyby nie to, że mam silne cechy ‘polskiego’ charakteru, że umiem ‘kombinować’ jak Polak, że się tam wychowałem, że miałem okazję nauczyć się tego, co umiem, spróbować się w różnych warunkach, jeździć od morza, przez jeziora, puszcze, bagna aż po góry.. Gdyby nie to, to prawdopodobnie moja podróż nie wyglądałaby tak, jak wygląda.

2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu?

Najważniejszy, oprócz własnej przyjemności, dla mnie jest kontakt z ‘lokalsami’ i choć śladowa wiedza o historii i tradycji miejsca, po którym podróżuje. Bez tego kontekstu, uważam, że doznania nie są pełne. Wiele rzeczy można przeoczyć, nie zrozumieć pewnych zachowań, popełnić jakiś błąd, który może wiele kosztować. Zauważyłem, że wielu podróżników nie przywiązuje do tego uwagi. Obchodzą ich tylko atrakcje turystyczne – zobaczyć coś, zrobić zdjęcie, móc powiedzieć, że „się było”. Dla mnie najciekawszymi atrakcjami są miejsca z dala od innych turystów, gdzie ludzie są nieprzyzwyczajeni jeszcze do ich częstego widoku. Najczęściej wtedy można doświadczyć ich gościnności, porozmawiać z nimi szczerze, zaprzyjaźnić się i dowiedzieć się o rzeczach, których nie wyczyta się w żadnym przewodniku. W obecnej podróży zacząłem sobie też cenić to, że mam czas. Że nie pędzę gdzieś na złamanie karku tylko po to, bo za dwa dni mam zorganizowaną wycieczkę w innym miejscu, a za 5 dni muszę wsiąść w samolot. Mogę zostać gdzieś dłużej, nawiązać bliższe znajomości z innymi podróżnikami czy miejscowymi i nie mam uczucia, że marnuje czas stojąc czwartą godzinę przy drodze z wyciągniętym kciukiem. Jestem wolny, może nie od wszystkiego i w zupełności, ale mając czas, rzeczywiście wiele rzeczy schodzi na drugi plan. Podoba mi się ta „wolność”.

3. Jak długo się przygotowywałeś przed wyprawą?

Nie lubię słowa „wyprawa” w odniesieniu do mojej podróży. uważam, że nie jest ona „wyprawą” i nigdy jej tak nie nazywam. Ale przygotowania oczywiście były. Pomysł o wyjeździe narodził się na trzy lata przed wyruszeniem, choć już jakieś myśli o „podróżowaniu” oczywiście krążyły mi po głowie od 15 roku życia. Pomysły z czasem się zmieniały, ale wiedziałem, że chce wyruszyć w trakcie studiów. Sporo czytałem, ale nie były to konkretne przygotowania do wyjazdu. Ten etap można by było chyba nazwać mentalnymi przygotowaniami. Właściwe preparacje zaczęły się tak naprawdę po podjęciu ostatecznej decyzji, że jadę, a miało to miejsce mniej więcej na pół roku przed opuszczeniem domu. Miałem wsparcie kolegi, z którym wyruszyłem z Polski stopem na zachód. Podzieliliśmy się w niektórych zadaniach, dzięki czemu każdy z nas miał trochę mniej na głowie. A ja w tym czasie na głowie miałem wiele innych spraw, spośród których najwięcej czasu pochłaniało mi pisanie pracy licencjackiej i zaliczenie egzaminów przewodnickich. Generalnie jednak można powiedzieć, że funkcjonowałem normalnie. Najgorętszy okres to dwa ostatnie miesiące przed podróżą. Wtedy wszystko nabrało tempa. Większość rzeczy tak naprawdę miałem już od dawna w posiadaniu, ale sporo gadżetów trzeba było dokupić – kłódeczki na plecak, nowy kompas, wodoodporne ziplacki, skarpety trekingowe, rękawiczki. Z większych zakupów to nowe buty, obiektyw do lustrzanki… Na trzy miesiące przed wyjazdem zacząłem się szczepić. Wtedy jeszcze nie wiedziałem gdzie mnie rzuci, może to będzie tak jak zakładałem na starcie Ameryka Łacińska, a może już Azja lub środek oceanu. Chciałem być możliwie najlepiej przygotowanym. Nie mając konkretnych planów niestety trzeba być bardzo elastycznym, jeśli chodzi o dobór sprzętu. Nie można wziąć za dużo ciepłych rzeczy, jeśli się przypuszcza, że większość czasu spędzi się w upałach. Z drugiej strony na morzu czy w górach bez ciepłych ubrań się nie obędzie. Plecak pakowałem kilka razy sprawdzając co się najlepiej składa, dobierając to i odrzucając tamto, próbując wybrać uniwersalny zestaw. W końcu udało się zmieścić w 18kg. Na trzy tygodnie przed „dniem 0” pozakładałem konta w bankach, zamówiłem karty płatnicze i czeki podróżne. Później to już tylko zalaminować kopie dokumentów, odebrać wizę do USA i…ruszyć. Krótko można powiedzieć, że przygotowałem się tak naprawdę trzy miesiące.

4. Co Cię wkurwia?

Prawdę powiedziawszy, to nic. Moja podróż z założenia miała być wędrówką w głąb siebie, chciałem poznać swoje słabości, uporać się z nimi. Odmienić swoje postrzeganie świata, poszerzyć horyzonty, spojrzeć na wszystko z innego punktu widzenia. Zgłębić nowe nurty filozoficzne i odpowiedzieć sobie na pytania – co chce robić w życiu, jak osiągać wyznaczone cele, czym się kierować w życiu. Dlatego nazwałem moją podróż ‘grandtour’, nawiązując do średniowiecznej, europejskiej tradycji podróżniczej. Po drodze poznałem kilku ludzi, którzy poprzez rozmowy ze mną otworzyli mi zupełnie nieznane wcześniej drzwi. Zainspirowali mnie, podsunęli kilka książek. W toku dalszego podróżowania, sprawdzania i testowania kolejnych poznawanych przeze mnie uniwersalnych praw, przyswajałem sobie pewną wiedzę. Dziś stosuje wiele z tych prawd na co dzień, w każdym momencie, w każdej sytuacji. Nie jestem ani oświeconym mędrcem, ani fanatykiem, ale czuje się odmieniony w jakiś sposób. Dobrze mi ze sobą, z tym, jaki się stałem podczas tej podróży. Jedną z rzeczy, którą osiągnąłem, jest umiejętność oczyszczania umysłu z negatywnych energii i myśli, jakie się w nim pojawiają. Większość w ogóle mnie nie ‘trafia’. Czuje jakąś harmonię w środku, spokój. Negatywne emocje po prostu nie służą niczemu i staram się ich unikać. Dlatego nie wkurwiam się, gdy stoję kilka godzin przy autostradzie, otrząsnąłem się szybko po rabunku w Boliwii i nie koncentruje się na tym, że w autobusie miejskim obok mnie stoi zgryźliwa babcia i depcze mi po nogach…

Jeżeli coś mnie irytuje to może jedynie to, że z turystyki zrobiono dziś nieprawdopodobny biznes. Podróżowanie jest łatwe, są hotele dla backpackerów, agencje turystyczne oferujące setki wycieczek w różne miejsca, a na ulicy w wielu miastach jest się chodzącym banknotem tylko dlatego, że ma się białą skórę i plecak na grzbiecie. Wszystko jest takie proste – masaż, ‘wyprawa’ do dżungli, lot awionetką? Nie ma sprawy, tylko zapłać. Najlepiej kartą mastercard. Z jakimś dziwnym szacunkiem i może trochę z tęsknotą słucham opowieści o starych podróżnikach, którzy jeszcze 30 lat temu odwiedzali te same miejsca, ale w zupełnie innym stylu. Nie ukrywam, że próbuje szukać swojego własnego stylu podróżowania, który byłby podobny do tego sprzed lat, ale wszystkiego nie da się mieć. Zawsze jest coś za coś. Jest Internet, który ułatwia życie, bankomaty, przewodniki. I zawsze już się jest gringo – potencjalnym klientem, potencjalną ofiarą napaści czy kradzieży. Nic nie jest czarne albo białe, ale zdarza mi się, że z irytacją patrzę na ulicznych naganiaczy oferujących mi coś po ‘specjalnej’ cenie, wołających za mną „Amigo”.. Pytanie tylko, czy bardziej ten fakt, że jestem „gringo”, irytuje mnie czy też ich?

5. Za czym tesknisz najbardziej?

Za ludźmi, których zostawiłem w kraju. Za rodziną, przyjaciółmi. Za wspólnymi wypadami w góry, na żagle, polskim browarem (ew. wódką) w dobrym towarzystwie. Za rozmowami z osobami, którym mogę powiedzieć znacznie więcej, niż jestem w stanie wyrazić w jakimkolwiek języku. Bo tu nie rozchodzi się o wiek, język czy kolor skóry. Tu chodzi o wychowanie, wspólnie przeżyte chwile, które są jakąś dodatkową płaszczyzną porozumienia. To jest to, że kiedy rzucam tekst z Chłopaki nie płaczą, Misia albo z jakiegoś innego kultowego filmu, to wiem, że zostanę tak samo zrozumiany. Tęsknie też za moimi treningami siatkarskimi, wspinaniem, skitourami. Ale nie pęka mi z żalu serce. Bo wiem, że liczy się ‘tu i teraz’ i że ‘jeszcze będzie czas’ na wszystko.

Ciąg dalszy wywiadu na blogu Kuby.

kuba tuż przed dalszą podróżą w nieznane

Zdjęcia: archiwum autora tego bloga

Jeśli podróżujesz i chciałbyś wziąć udział w tym projekcie to skontaktuj się z Wujkiem Filipem.

wszystko trwa dopóki sam tego chcesz

Saturday, August 7th, 2010

Michael’a spotkałem na początku swojej podróży po Ameryce Południowej w Mendozie w Argentynie. Mieszkał ze mną w dormitory w backpackerskim hostelu. Podróżował wówczas z biletem dookoła świata. Kilka dni spędziliśmy wtedy głównie na spacerach po mieście, sączeniu piwka i obcinaniu wzrokiem przechadzających się wokół Argentynek. Minęło trochę czasu, Michael w tym czasie zdążył odwiedzić Nową Zelandię i kawałek Azji, wrócić do domu w Czechach, pojeździć na rowerze w UK i Holandii, pomieszkać we Francji. No ale znowu wybrał się w podróż, tym razem na trzy miesiące, odwiedzić swoich przyjaciół w Kanadzie, Brazylii i Boliwii. I było zajebiście, choć przez pracę nie byłem w stanie spędzać z nim tyle czasu ile chciałbym.

Micheal ma siedemdziesiąt X lat. A Ty jakie masz powody, żeby mnie nie odwiedzić w La Paz? :P

This post is a part of my miniproject “dreamers“.

ponieważ google analytics pokazuje mi że na bloga wchodzą już tylko szesnastolatki słuchające rapu to postanawiam zmienić formę bloga żeby lepiej wpasować się w tę niszę

Friday, July 16th, 2010

podobno hip hop demoralizuje młodzież

to co najlepsze wciąż skrywam dla siebie
czy kiedyś to pokażę… szczerze? nie wiem
chociaż mija już sława, miłe słowa, toasty,
to chcę żeby przekaz był naprawdę jasny
ty mówisz że jestem “gówniarzem bez celu”
ty nie masz pojęcia, że jest nas tu wielu
ty mi mówisz, że często pozuję do zdjęcia
ja tłumaczę, że nie masz o mnie pojęcia
ty mi mówisz, że mam już prawie trzydziestkę
ja ci mówię, że ja w te ramy się nie mieszczę
ty mi mówisz, że ciągle żyję jak przybłęda
a ty pewnie już leczysz kamienie na nerkach
ty mi mówisz, że niezły jest ze mnie zawodnik
a ja tylko słucham, bo to nie ty postawisz mi pomnik
tyle czasu, u mnie się nie pozmieniało
kilka nowych blizn zdobi moje ciało
jesteś kozak? pokaż lepszą drogę
ciągle swojej szukam, przez to spać nie mogę
jesteś twardy, spróbuj się zamienić
daję głowę, że nie przeżyjesz tutaj do jesieni
ty mi mówisz o cośtam swoich problemach
a ja z dala czuję, że to brzydka ściema
na wakacje latasz sobie samolotem
a ja zgięty w taksi przesiąkam cudzym potem
bo dla ciebie to tylko historie i zdjęcia
a ja tutaj szukam swego jebanego szcześcia
jarzysz młody? to nie jest rosyjska loteria
ani browar zrobiony pod kołdrą na feriach
to są moje własne do życia podchody
z ciągłym nastawieniem na nowe przygody
i nie liczy się to co mam lecz to co pamiętam
w pełni zakręcony na życia zakrętach
nie daj się omamić tym co śpią na kasie
nie daj się omamić, uwierz młody, da się!

They do get disoriented. They end up in places they shouldn’t be, a long way from the ocean.

Wednesday, July 14th, 2010


just to make you smile

“Teraz jest mój karnawał. W środku boliwijskiej zimy. Stan beztroskiej zabawy. Współdzielenie chwil i uśmiechów. Jakby na chwilę nic innego nie istniało. I było tylko tu, i było tylko dziś.” – zapisałem 28 czerwca zeszłego roku.

A teraz. Jadam w lepszych restauracjach. Pracuję ciężko. Męczy mnie mieszkanie w naszej Auberge espagnole. Chcę mieć swoją lodówkę, tylko swoje rzeczy w kuchni. Męczą mnie cudze fusy z kawy w zlewie. Nie imprezuję za dużo. Budzik na 7:40.

Przejechaliśmy piaskowymi, shitowymi drogami z Trinidadu przez wioski do Rurrenabaque, a potem przez Caranavi i Coroico do La Paz. 600 km po drogach gdzie średnia prędkość przemieszczania wynosi 30 km na godzinę. We współdzielonych taksówkach, gdzie przesiąkasz cudzym potem. Widzieliśmy, powdychaliśmy gorące powietrze, spaliliśmy ciała słońcem, ale to już inny odbiór. Męczą shitowe hotele. Z ulgą w turystycznych miejscówach bierzemy lepszy pokój. Bo to nie podróż, wyprawa, walka, lecz tydzień wakacji, odpoczynek od pracy. I cieszy zimne piwko i dobre żarcie w restauracji.

Ale jeszcze będą zmiany. Porwie mnie nagła fala. Albo rozsądnie, po trochu wydłubię sobie coś lepszego. Bo ja chyba uzależniony jestem od zmian. Rutyny nienawidzę. Byle do przodu. Robić coś pożytecznego. Wciąż odkrywać, poznawać – taki jest cel. Tylko czasu tak bardzo mało. “Zrównoważyć życie zawodowe z osobistym i osiągać wysokie zarobki”, hmmm…, jak od tego uciec, jaki jest właściwy balans? Nawet w Boliwii ta ścieżka okazała się najprostszą, żeby tu zostać. Bez walki, hop siup i jesteśmy w prawie-korporacji. Dużo szczęścia, czy zwykła pułapka? Chwilowy brak energii, żeby się szarpać i płynąć pod prąd. Bo samo utrzymanie się w Boliwii i życie w tej rzeczywistości wcale nie jest wystarczającym wyzwaniem, ot to tylko miejsce.

Frajdę sprawia gotowanie. A Ty pokazujesz mi nowe kulinarne światy. Tylko przeszkadza zmęczenie i podkurwienie pracą. Powoli poprzesuwać suwaczki. Szukamy balansu.

I dalej nie mam pojęcia jak to wszystko się skończy. Widzę perspektywę może na rok do przodu, a potem to zupełnie nie wiem. Australia, Afryka, Indonezja – tam jeszcze mnie nie było. Czy mi się jeszcze chce, czy tam dotrę? Czy tutaj kotwica?

taking a flight, and you could be here tomorrow, taking a flight, well, you could get here tonight

Monday, July 5th, 2010

W srode rzucilem pomysl, to moze do Trinidadu polecimy. W czwartek mielismy bilety. No i w sobote polecielismy.

Trinidad – miasto w polnocnej czesci Boliwii, okolo 130.000 mieszkancow. To juz tzw. orient, czyli upal, slonce, zielono. Lataja i skrzecza papugi. Wszystkie chodniki w centrum sa zadaszone. Turystow brak. Lonely Planet pisze o tym miescie, ze nuda. Na katedrze ksiadz zamonotwal glosniki i to z nich niebywale czesto rozlega sie dzwiek dzwonow. Co najmniej co pol godziny. Na targu mozna kupic wypchane kajmany (male krokodyle).

Wokol glownego rynku jezdza motory. Glownie mlodziez. Wystarczy posiedziec 5 minut, zeby zauwazyc, ze jezdza w kolko. Taka nuda. O dziwo nie mam nawet knajp,gdzie browara sie mozna napic.

Tydzien wakacji.

i smak waszych ust boliwijskie dziewczyny w noc ciemną i złą nam będzie się śnił

Monday, June 28th, 2010

Niektórzy wiedzą, że w pewnych kręgach mam opinię tego, co cudze filmy wstawia na bloga jako swoje. Tak będzie i tym razem. Cóż, dobre kino trzeba promować. Tak było. Operacja “Żagiel”. Szymon, Kubuś i Radek, czyli żeglowanie w środku boliwijskiej zimy na środku jeziora Titikaka na wysokości 3900 m n.p.m. Gościnnie wystąpił pan bosman.

Kuba skręcił nam ten towar.

Ambasada Polski w Boliwii

Sunday, June 27th, 2010

[La Paz, Bolivia]

A jeśli nie ambasada, to co najmniej Polski Klub Podróżnika w La Paz mi tu powstał.

Ambasada Polski w Boliwii

Ambasada Polski w Boliwii

Ambasada Polski w Boliwii

Ambasada Polski w Boliwii

Ambasada Polski w Boliwii

Ambasada Polski w Boliwii

Ambasada Polski w Boliwii

Ambasada Polski w Boliwii

Zawitali do La Paz kolejni podróżnicy. A każdy z nich wiezie inną historię, inną drogę, która go tu zawiodła. Jechali tu przez stepy Mongoli, poprzez ryżane tarasy w Chinach, wyspy Indonezji, spalony słońcem Czarny Ląd, Atlantyk i Pacyfik, Krainę Kangurów, Karaibskie tropiki. Czasem autostopem, czasem na motorach, czasem boso po piasku, czasem z osiołkiem. Dotarli tu, do La Paz, do którego niemal każda droga jest trudna. I postanowili na chwilę po prostu odpocząć.

W ostatnich dwóch tygodniach takich podróżników w La Paz pojawiło się prawie dziesięcioro. Karina i Marcin, dla których kochać, to patrzeć w tym samym kierunku. Iza i Kamil, co z Singapuru jadą na motorach do Polski, niezupełnie najkrótszą trasą . Bartek i Marta, którzy na motorach jadą byle dalej. Kubuś, młodziak co poznał już w Kolumbii Wujka Filipa, a teraz jego Grand Tour zagnało go do Boliwii. A także Karol, co po dwóch miesiącach w drodze stiwerdził, że jednak nie dla niego takie ciągłe przemieszczanie się, znalazł pracę w barze i postanowił się osiedlić na dwa miesiące. Poza tym wolontariuszka Ola i sąsiad Radek. I jeszcze inni, co to bloga nie mają i też żyją.

Na pierwszy ogień oczywiście poszły pierogi. Sprawdzona reguła mówi, najlepszym sposobem na integrację Polaków którzy są ponad 10.000 km od kraju jest wspólne ugniatanie i gotowanie pierogów. I znowu się udało.

Różni ludzie, w różnym wieku, którzy w niejednym miejscu byli i niejedno widzieli. I ta nić porozumienia. Zainteresowanie drugim człowiekiem i Jego Drogą. Bez jakiejś próby współzawodnictwa, przechwalania. Zrozumienie, że ta Droga to rzecz bardzo indywidualna i intymna. I każdy jest w niej z innych powodów, z inną wizją, celami. Co innego sprawia radość, co innego jest wyzwaniem. Ciekawe rozmowy ludzi, którzy starają się mieć ciekawe życie.

I znowu miałem okazję porównać blogową autokreację z ludźmi, ich spalonymi słońcem twarzami, gestami, zmęczeniem, zamyśleniem, zmarszczkami, uśmiechami.

Rozmawiamy. O miejscach, przygodach, ludziach. O zdeptanych wulkanach i szczytach. O festiwalach gdzieś w Amazonii. O Ayahuascowych wizjach. O jachtach, co za darmo mogą przewieźć cię przez ocean. O sympatycznych przemytnikach. O lewych prawkach na motor i łapkówkach wręczanych na granicy. O podróżach pod eskortą policji. O kilometrach przebytych w kurzu. O napotkanych gdzieś w innej części świata wspólnych znajomych.

Wspominamy… Nowaka, Kingę, Kapuścińskiego… Mówimy o tym czy jest sens podążać cudzymi śladami, czy może lepiej wydeptać swój.

Ale tak naprawdę te rozmowy są o celu i sposobie. Alternatywnym postrzeganiu świata. O tym co gna do przodu. O tułaczce bez domu, lodówki, pralki. I o tym, co dostaje się w zamian.

=====

A tymczasem ja przygotowuję się do przeprowadzki do nowego mieszkania. Naszego. Do zakupu lodówki, kuchenki, byćmoże pralki, a może nawet telewizora. Przed nami nowa przygoda.

if i could start again a million miles away i would keep myself i would find a way

Saturday, June 19th, 2010


Foto: Puerto Lopez, Ecuador, Grudzień’2009

A dziś założę na twarz uśmiech.