Archive for 2008

nowy projekt / new project announced – SOFA

Thursday, November 6th, 2008

(English version below)

Niniejszym ogłaszam nowy projekt fotograficzny, do którego chciałbym Ciebie zaprosić. Pomysł jest następujący – zapraszasz mnie na swoją kanapę na kilka dni (wymagań nie mam dużych, podłoga też ujdzie). W tym czasie dokumentuję Miejsce w Którym Żyjesz i Ciebie w Nim. To takie proste. To jak? Zgłoszenia/zaproszenia na maila albo w komentarzach.

(English version)

Hereby I announce a new photographic project and invite you to participate in it. The idea is as follows: you invite me to your sleep on your sofa for a couple of days (I don’t have big needs, floor is also ok). At that time I would document You And The Place You Live In. It’s that simple. So how would it be? Please submit your registrations/invitations via email or comments.

20071205_0002.jpg
[Tomski’s “sofa” – December 2007]

update:
Participants:
1. Tomski – Warsaw, Poland [some pics made, waiting for more]
2. Naleśnik – Warsaw, Poland [done: 1]
3. Noriko & Coskun – Bursa, Turkey [to be done]
4. Imper – location unknown [to be done]
5. Wejdi – Bursa, Turkey [to be done]
6. Nat – London, UK [in 2009]
7. Domka – Warsaw, Poland [soon]
8. Elizabeth – Shanghai, China or Madison, USA or who knows [hmmmm]
9. Sandra Ch.- Winterthur, Switzerland [to be done]
10. Mat – Seattle, USA [to be done]
11. Justa & Geoffrey – Paris, France [to be done]
12. Ewa Kamila – somewhere, somehow [to be done]
13. Gosia M.-Cz. – Canada [to be done]
14. Ewa Iskierka – Sydney, Australia [to be done]
15. Ola B – Gdynia, Poland [to be done]
16. Walt Balenovich – Toronto, Canada [to be done]
17. Roma Piotrowska – Birmingham, UK [to be done]
18. kozica – Warszawa (Bielany), Poland [to be done]
19. Anita Damas – Florianopolis, Brazylia [to be done]

zima 2005/6

Tuesday, November 4th, 2008


[photo: Piotr Duma]

Ówczesny Jesionowa team i znajomi.

if you could just crack the shell open i think inside you would find something sweet

Monday, November 3rd, 2008

[Leshan, China]

free falling

Saturday, November 1st, 2008

[Warsaw, Poland]

przecież nigdy nie byłem w Londynie

Monday, October 27th, 2008

Dziś wieczorem z Hong Kongu przez Londyn wracam do Polandii. Pewnie najpierw Warszawa, a potem Trójmiasto.

Jeszcze trochę czasu minie zanim wygrzebię się spod tony zdjęć, które zrobiłem, więc nadal będę tutaj postował egzotyczne klimaty.

i’m leaving but i don’t know where to

Thursday, October 23rd, 2008

[2008-10-20, T99B, Shanghai – Hong Kong]

Prysznic, pakowanie, check-out, przechowalnia bagażu, śniadanie, laptop, internet, ładowarki, sprite. Pożegnanie z nowym przyjacielem, którego pewnie nieprędko (jeśli w ogóle) zobaczę. Ale nigdy nie wiadomo, w końcu nie raz tak zawiązane znajomości miały ciąg dalszy.

Plecak, metro. Chichoczące Chinki (w Szanghaju ładne i fajnie ubrane). 3 stacje. Przepychanie się przy wysiadaniu. Korek z ludzi przy schodach, by zejść z peronu. Przejście podziemne, tłok, facet, który nad śmietnikiem “czyści gardło” i soczyście spluwa (bo w metrze wiszą zakazy “No spitting”). Bramka metra, która połyka bilet. Prześwietlanie bagażu przy wejściu na stację kolejową. Kontrola paszportu. “Sir, you will need another visa if you want to come back to China”. “I know, thank you.” Droga na stacji oznaczona jest znakami “Exit from the country”. Pięknie powiedziane. Wsiadam w pociąg. Hard sleeper, top berth – tak jak lubię. Maksimum intymności, najmniej ciekawskich oczu, blisko półki z bagażem. Książka.

Kolacja w warsie. I wtedy mnie uderza. Że to się dzieje po raz ostatni. Głośne rozmowy Chińczyków przy sąsiednich stolikach, kucharze, personel i goście palący szlugi pod nic nie znaczącymi zakazami palenia, kelnerka, która stawia przed tobą talerz nie patrząc na ciebie i zapomina przynieść pałeczek. To wszystko z czym na codzień musiałem się ścierać, aż w końcu zaakceptowałem i przywykłem, nagle wzrusza i rozwala na kawałeczki. Opuszczcam to miejsce, którego się nauczyłem, częściowo zrozumiałem, polubiłem.

Podróż na pewno odniosła skutek. Trochę czasu zajmuje uświadomienie sobie, że świat naprawdę kręci się i bez ciebie. Wyjście poza ramy pozwala ujrzeć obraz z innej perspektywy. Nagle dostrzegasz więcej możliwości, nabierasz przekonania, że jest milion sposobów, żeby sobie poradzić, milion rzeczy, którymi można się zająć. Przetasowują się priorytety.

Wracam – wznoszę toast ciepławym Tsingtao w miękko mknącym przez noc wagonie restauracyjnym. Czuję się tak jak wtedy w samolocie, wracając z Nicei z ostatniej podróży służbowej, z kieliszkiem szampana w ręku, już po wypowiedzeniu umowy o pracę, to samo poczucie, że oto zostawiam za sobą coś far behind.

Got out from China just before my visa expired. The last days I will spend in Hongkong. Luckily I will be hanging out with the newly-met friends (from this trip) – tiny B and V. Happy to be seing them again, cause the chances for that were pretty low. But you know… life is full of surprises. ;-)

remember

Friday, October 17th, 2008

this european air, it always warms my face, i wish i could pass on

Friday, October 17th, 2008

[Shanghai, China]

(english version below)

Wyjechał Tomek i znowu zostałem sam. Dni razem spędziliśmy raczej leniwie. Późne śniadania i wczesne piwka, potem double-cheese i sprite z lodami, zakupy, spacery bez celu, knajpy z widokiem, jazdy metrem z muzyką w uszach. I wyjechał z poczuciem, że mimo, że widział niewiele, to widział wystarczająco dużo. I dosyć miał już zarówno chińskiego żarcia, jak i słynnego Tsingtao. A co ja mam powiedzieć? :-)

Ja też niedługo wracam. Pomarzyć o czymś innym. Doświadczyć ciągu dalszego historii opowiedzianej tysiąc razy.

(english version)

I am coming back soon. To dream another dream. :-)

pierdolę, nie wysiadam, czyli the time i saved the world again

Monday, October 13th, 2008

[Pingyao, China]

Autobus zatrzymał się, piąta rano, ciemno, mówią nam, żeby wysiadać. Wychodzimy, rozglądamy się, nie wygląda jak miasto. Wygląda jak zjazd z autostrady. Jedna taksówka. Ile? You’re crazy! Otworzone luki bagażowe, i czekają na nas, aż się zabierzemy, by reszta śpiochów (autobus sypialny) mogła pojechać dalej. Gołąbki zakręcone, Tomski zaspany. O nie. Nie damy się tu wysadzić. Najpierw po angielsku, a potem już po polsku (i tak nie było zrozumienia) coraz głośniej negocjuję (drąc się i gestykulując) dalszą podwózkę. Zadziałało – autobus podwiózł nas dalej. A hasłem wieczoru było “pierdolę, nie wysiadam”.

Na taksówkarza, który wiózł nas do hotelu też profilaktycznie nakrzyczeliśmy, ale tu starczyło nam fantazji tylko na: kto wygra mecz? arka gdynia!

Nie litujcie się nad Chińczykami, oni tak się porozumiewają – wrzaskiem. Oj, Chiny dały mi wystarczająco w kość i takie numery, to już pestka.

a wszystko to identycznie trwałe jak numer telefonu na pudełku zapałek

Monday, October 13th, 2008

[Xi’an, China]

Beijing walkabout

Sunday, October 12th, 2008

[Beijing, China]

Byłem w Pingyao, jestem w Szanghaju.

they’re sharing a drink they call loneliness but its better than drinking alone

Thursday, October 9th, 2008

[Beijing, China]

Przyjechałem do Pekinu w czasie ich “tygodnia szczytu”, gdy Chińczycy mają wolne z okazji święta narodowego. Zdarzały się korki z ludzi przy wejściach do metra. Niektórzy nie wykupili miejsc w hotelach i spali na ławkach, w przejściach podziemnych.

come inside

Thursday, October 9th, 2008

[Beijing, China]

all walls are great if the roof doesn’t fall

Thursday, October 9th, 2008

[Badalin (the Great Wall) and Beijing, China]

Za Tomskim przyjechali znajomi – Artur i Asia (nasza modelka na Wielkim Murze), przez chwilę podróżujemy w tym samym kierunku.

Czupryna włóczykija drażniła mnie niezmiernie.

like regular tourists

Monday, October 6th, 2008

[Beijing, China]

portretowo

Sunday, October 5th, 2008

[Beijing, China]

this must be your lucky day

Sunday, October 5th, 2008

i can’t breathe with these words in my mouth, but i’m not going to say them, yeah, i’ve made that mistake before

Saturday, October 4th, 2008

[Beijing, China]

Już chyba tydzień siedzę w Pekinie. Śpię w 6-osobowym dormitory room w hostelu, gdy przychodzę do pokoju (zwykle około 4tej rano) ludzie już śpią, gdy się budzę (o 11stej) nikogo już nie ma. W hostelowym barze poznałem odpowiednich ludzi – grupa fotografów/artystów wracająca z festiwalu fotograficznego w Pingyao. Nie zwiedziłem jeszcze żadnego z turystycznych spotów, ale za to pojeździłem metrem, poszwędałem się po Hutongach – wąskich, uliczkach, pomiędzy małymi mieszkalnymi klitkami i fabrykami. Spędziłem jeden dzień fotografując z Angeliką, która nauczyła mnie sporo o robieniu portretów. Spędziłem też dużo czasu z Donem, który małą cyfrówką fotografuje uliczne sceny, których nie dostrzega nikt inny, bawi się. Wspólne obiady, piwka w hotelowej knajpie, rozmowy, poznawanie ludzi… Właściwi ludzie, przyjemnie i pożytecznie spędzony czas. I sporo niezłych fotek.

A w poniedziałek przyjeżdża Tomski.

hostel life

Tuesday, September 30th, 2008

[Beijing, China]

[update 2008-09-02: Ziewający Pan to Don Emery, artysta, a Pani obok (z kuflem) to Angelika Morawska, fotograf, oboje wracali z festiwalu fotograficznego w Pingayo. Napiliśmy się piwka nie raz, pokazywaliśmy nawzajem zdjęcia, a z Panią Angeliką nawet fociliśmy razem nocny Pekin.]

fighting for a chance, i know now, this is who i really am

Monday, September 29th, 2008

[2008-09-13/15 – Shangri-La (Zhongdian), China]

Shangri-La, miejsce gdzie poczułem powiew Tybetu, dałem się oczarować tybetańskiej muzyce, uczestniczyłem w święcie pełni księżyca.

crossing the bridge

Sunday, September 28th, 2008

[Chengdu, China]

weeks are slow, days drag on, even practice and parties seem long, but i found myself going, i guess there’s nothing to do, oh well

Friday, September 26th, 2008

[2008-09-09 – Baisha, China]

in a place that don’t know my name

Friday, September 26th, 2008

[Chengdu, China]

Ostrzegali mnie od początku, że będzie ciężki tydzień, że Chińczycy mają wolne, że około 60 mln z nich wyrusza wtedy w drogę, że tłok, że bilety, że zaplanować. Następny tydzień. Ale już miałem przedsmak. Stacja kolejowa otoczona barierkami i kordonem policji. Plac przed stacją wypełniony ludźmi – wpuszczają na teren stacji tuż przed odjazdem. Pięciogodzinne opóźnienie pociągu. Pośród walizek, tobołków, zalegających ciał jeden białas z aparatem. Standardowo, na początku wielka sensacja, a potem, jak już okazało się, że obcy jest w dokładnie takiej samej sytuacji jak wszyscy już było ok. Czasem lepiej się wyróżniać, bo oto 200 par oczu pilnuje ci bagażu… A pani policjant próbowała powiedzieć mi, że na stacji nie można robić zdjęć, ale nie znaleźliśmy wspólnego języka – odpuściliśmy oboje.

Dziś Xian, a pojutrze już Pekin, tam prawdopodobnie przeczekam.

one thing I can never do, i can’t believe in me for you

Wednesday, September 24th, 2008

[Emei Mountain, China]

Dosyć szybko przekonuję się, że samotny trekking w chmurze w 30 stopniowym upale nie jest czymś, co lubię robić. No dobra, 5h wspinałem się po tych schodach. Ale w końcu odpuściłem, zjechałem do wioski (taki Szczyrk), wyspałem się jak człowiek, pojadłem jak człowiek, a następnego dnia autobus i kolejka linowa na sam szczyt i do widzenia. Cóż niech sobie niektórzy wolą 4 dni w chmurze, w pocie, w zapchlonych łóżkach, nie ja.

i look for a corner or a quieter room

Friday, September 19th, 2008

[Jade Dragon Snow Mountain, China]

To był chyba najgorszy dzień ze wszystkich. Zorganizowana wycieczka z chińskimi turystami. Nikt nie mówił po angielsku, traktowali mnie jak zwierzę/idiotę, musiałem czekać i marnować czas, toteż “let’s go, go, go”, i góra szczelnie pokryta chmurą, chińscy turyści w wypożyczonych czerwonych kurtkach jak te pierdolone lemmingi, oczywiście okazywali radość z osiągnięcia 4000m drąc się wniebogłosy. Szkoda gadać.